Studiując w Kirgistanie...

środa, 28 lutego 2007

Zimno, chamsko i słonecznie czyli życia w Biszkeku ciąg dalszy

Elmundo holheho - czyli cześć!! (Nie mam pojęcia w jakim języku, przed chwilą dopiero to wymyśliłem).
Dziś postanowiłem rozpocząć dosyć niemiło dzień mianowicie od wizyty w miejscu zwanym OVIR. Co to jest? Dla tych którzy na wschodzie nie bywali (Ci co byli na pewno dobrze wiedzą). Jest to urząd gdzie trzeba się zarejestrować, że się jest w Kirgistanie i załatwia się tam paszportowe sprawy. Czyli twór biurokratyczny zupełnie do niczego nie potrzebny. Oczywiście z rana pospałem, następnie poszedłem kupić dobrą mapę Biszkeku, a potem do OVIR. Oczywiście trafiłem na przerwę obiadową, która trwa godzinę w teorii w praktyce półtorej, a co tam niech sobie petenci czekają, władza je. No to czekałem. W kolejce jak to w kolejce zawsze się kogoś pozna. Poznałem jakąś panią co to pracuje w Czechach, i dała mi namiary na jakąś jej znajomą co to zajmuje się turystyką a także alpinizmem. Musze zadzwonić tylko coś mi się z komórką faka. No w końcu otworzyły się drzwi OVIR'u dla mnie. Niestety okazało się, że to jest OVIR główny ale nie właściwy do mojego miejsca zamieszkania. Nie wiem co ma piernik do wiatraka bo jak byłem poprzednio jako turysta i nie miałem miejsca zamieszkania to problemów nie było, zarejestrowali i już. No to w kasie głównej urzędu zapłaciłem 150 somów (jakies 13zł) za rejestracje i poszedłem do właściwego mi urzędu. A tam... przerwa obiadowa :-) No to pojechałem do firmy z którą mam umowę o internet uregulować należności. Oczywiście jak zawsze znalezienie firmy to sztuka. Nie dość, że nazwy ulic są pilnie strzeżoną tajemnicą - naprawdę znalezienie tabliczki graniczy z cudem, to jeszcze nie wiadomo czemu jeżeli jakaś firma ma siedzibę w budynku, czy w bloku to już na zewnątrz szyldu nie wywiesi, bo po co nie daj Boże jeszcze jakiś klient przyjdzie! Wiem, złośliwy jestem :-p Zapłaciłem i wróciłem do OVIR'u. Wchodzę a tam nieziemsko chamska baba jedna z drugą z mordą, że dziś nie przyjmuje się nikogo, dziś mają jakiś dzień na ważne papierkowe sprawy. No to jak chamsko, to ja też chamsko. Nie będę cytował moich słów bo wiem, że wiele dam czyta tego bloga. Jutro idę tam ponownie, zobaczymy co będzie. Ale niestety przez to wszystko zmarnowałem dzień. Było już po 15, większość firm już była o tym czasie zamyknięta. No nic, jutro mam nadzieje ten syf załatwić, potem na uniwerek - kurde już dziś miałem się stawić, no i może jakąś organizacje zdążę obskoczyć i zankietować. A na koniec, fotka ja podczas obiadu - tak abyście się nie stęsknili za moim wrednym pyskiem :-p

ENGLISH

Oh, that was long day. I have started with visiting OVIR. Last time, when we went there with Laila, there was no problem. Somehow we didn’t even pay! Today I wasn’t so lucky. First of all I came there and they had break at that time. I had to wait. Than I was told that I can’t register here because I live in different part of city. But I have to pay here. Ok, I paid and I went to the office I supposed to. But it was closed because… they had a break. Sic! Ok, so during that time I went to pay for my internet. Wasn’t easy because names of street here seems to be some top secret information and are not written on buildings. Ok, I have found my internet provider, I paid (you can’t pay trough net, or bank, no you have to come personally to them). I was done with that, so I went back to OVIR. I enter it, and there is a lady, actually two of them screaming that today they do only some paper work and have no time for such a petitioner like me. I told them what I think about them and I had to live. Wow, I was surprised the two ugly monsters didn’t kick my ass. Day was wasted.

On picture, me – so you don’t miss me so much :-p


wtorek, 27 lutego 2007

Śnieg, mróz i poszukiwania doskonale ukrytych biur podróżny

Witam!
Z góry dzięki wszystkim, którzy piszą komentarze - wiem, że nie pisze sobie sam dla siebie dzięki temu :-)
Dziś rozpocząłem moje badania. Pomimo, że ankieta nieskończona, nieprzetłumaczona na rosyjski, ba! nawet nie wydrukowana - ruszyłem w miasto zbierać informacje. Oczywiście, zanim ruszyłem to spałem chyba do jedenastej. Kurde jak człowiek jest sam i nikt go nie pogania to straszny leń się robi. Rano spisałem adresy agencji trekkingowych, biur podróży itp., zaznaczyłem je na mapie, dopisałem sobie parę z przewodnika Lonely Planet i ruszyłem. Cel na dziś 4 biura i jedna organizacja NGO- "Alpine Fund". Na dworze dziś lekki mróz, ok - 8 C i śnieg. Generalnie miły dzień. Szkoda tylko, że nikt tu nie odśnieża chodników i dróg. Znalazłem miejsce gdzie miała się mieścić owa organizacja "Alpine Fund". Teraz jest tam jakiś budynek rządowy a organizacja przeniosła się na ul. Prospekt Mira 74. Jak się okazało, jest to baaaaardzo daleko. Ale po kolei. Ruszyłem pod następny adres. Mostkiem nad torami, gdzieś między blokami na jakąś ulice, kilkaset metrów prosto i znowu między bloki. Biuro okazało się, że ma siedzibę w jednym z mieszkań w bloku, oczywiście na zewnątrz, żadnej tabliczki. Musiałem się nieźle napytać. Ale trafiłem. I o dziwo uzyskałem sporo informacji! Nie mogę oczywiście ich tutaj umieścić bo obiecałem, że będę ich używał tylko w celach naukowych. Oczywiście nie wiem jakie mają dochody ani obroty - ale wątpię aby ktoś mi na to odpowiedział. Za to otrzymałem przybliżoną liczbę ich klientów w zeszłym roku - 1200 człowieka. Nieźle. A swoją drogą ta liczba pomoże mi ocienić ich obroty tak w przybliżeniu. Generalnie oceniają sytuacje w branży turystycznej bardzo dobrze z tendencją to corocznej poprawy. No czyli biznes na pewno się kręci. Podziękowałem za wiadomości i poszedłem dalej. Jak się okazało, znalezienie tego jednego biura zajęło mi 3 godziny. Wiedziałem że nie dam rady znaleźć pozostałych biur zanim je zamkną więc, poszedłem szukać tego "Alpine Fund" Okazało się, że musiałem dreptać, jak gdybym szedł z Garbar na HCP albo i dalej. I co? Nikogo nie było! Pracownicy poszli do domu, były tylko dzieci które uczą się tam angielskiego. Powiedzieli, że dziś nikogo nie złapie ale dostałem e-maila do kogoś tam. Musze dziś jeszcze napisać.
Tak więc wiele nie zdziałałem mimo iż naprawdę sporo się nachodziłem. Dziś byłem na zakupach, i znowu dokonałem ciekawych odkryć. Pyszne śniadanko - musli i kaszka w tych małych paczuszkach, zalewa się mlekiem i palce lizać. A druga fota to mój dzisiejszy obiad. Biorąc pod uwagę, że wszystko gotuje w menażce, i smażę też to uważam, że jedzonko wyszło mi bardzo dobre. Acha, i znalazłem kolejną polską firmę. Kupiłem mielone chili, gotuje patrze a tu firma "Cykoria S.A." i zdjelano w Polsze :-) Ok, wracam do pracy.

PS Przemo, co jest do cholery z tą giełdą??

ENGLISH

That was long day today, and I have still some work to do, so like always in English – just shortcut. I have started today my day at 11 am Strange, but when I’m alone without anyone to tell me to do something I’m so lazy… Ok, I had some breakfast, than I took my guidebook, and also data from internet, all of them about travel companies. I have pointed them on map, and I went to city. That was a huge problem to find them. Some of them have moved, others were so well hidden that I couldn’t find them. Finally today I have made only one interview with travel company. But was good. Than I went to find NGO “Alpine Fund”, was other end of city, I’ve got there but was to late. On way back I had a stop in main Bishkek store. Once agene I found a product “made in Poland”. Now I’m back at my flat, have to write some e-mails and other boring stuff.

poniedziałek, 26 lutego 2007

Uniwerek, dziury i pomniki czyli kolejny dzień w Biszkeku

Witam wszystkich którzy mają jeszcze siłę tutaj zaglądać :-)
Zacznę od tego, że mam w mieszkaniu internet! Ale, jak to na wschodzie, zawsze jest jakieś ale, płacę nie za czas jaki przesiedzę ale za ilość przesłanych Mb. Przed chwilą rozmawiałem na skype z mamą i miałem włączoną kamerę, zżarło mi 3$ !! Tak więc jak ktoś coś chce to na gg proszę (nie tyczy się rodziców i Magdy). Dobra, czyli od dziś będę pisał na bieżąco a nie z dniowym opóźnieniem. Od razu odpowiem na uwagę Kasi (chyba), pisze teraz sporo i codziennie bo wszystko jest nowe, ale za jakiś miesiąc powiedzmy już tak często pisać nie będę. Chociaż kto wie. Dziś spadł śnieg i się mocno ochłodziło. Byłem na uczelni. Nawet nie tak źle, wystrój - jakbym był na HCP albo na Historicum. Wszedłem tam, ludzi full, ale za bardzo nie wiedziałem gdzie się udać. No to najpierw zobaczyłem jakie tabliczki na drzwiach wiszą. Tak zawędrowałem na jakiś instytut europejski, tam zagadałem kogoś, ten ktoś zaprowadził mnie do jakiegoś dziekanatu, potem stamtąd zaprowadzili mnie do sekretariatu wydziału stosunków międzynarodowych. Pani tam pracująca była bardzo miła, uczynna, pomocna, mówiła po angielsku (tu oczywiście bez aluzji to pań z sekretariatu IW). Zaprowadziła mnie do szefowej całego wydziału, nazwijmy ją dziekanem. No to sobie pogadałem, wybrałem z grubsza przedmioty - fajnie było bo mówiła mi: to jest ciekawe, to takie sobie, ten koleś nudzi tam nie idź, o a ten fajnie gada do niego możesz iść. Tak sporządziliśmy listę moich przedmiotów. Teraz muszą to wszystko jeszcze sprawdzić, tak więc w tym tygodniu mam jeszcze wolne.
A wczoraj, wybrałem się na poszukiwania owej uczelni, trochę mi to zabrało, po drodze o mało nie wpadłem dwa razy do dziur w ulicy (u nas złomiarze przynajmniej nie kradną tych metalowych zakryć kanalizacji czy cokolwiek w tej dziurze jest), znalazłem lokalny stadion piłkarski (dnl daj e-mail Ci podeśle foty), podziwiałem piękno pewnego pomnika i generalnie pogapiłem się na miasto. Odwiedziłem jedną z organizacji turystycznych - jednak nie byli zbyt pomocni. Mam nadzieje ze dalej będzie lepiej :-) Znalazłem nowiutkie centrum handlowe w którym maja iście europejski supermarket. Można kupić naprawdę wszystko (Daniel, Ty wiesz ;-) Nie dość że znalazłem ponownie Kubusia, pod ruską nazwą "Tedi" to na dodatek polski Tymbark (chociaż to ta sama firma co Kubuś) od wyboru do koloru! Nieźle. Jutro idę odwiedzić parę firm turystycznych. No, taki mam plan w końcu ;-)



English

I will start with a good news, finally I have internet at home, so I hope now I will have more time than in internet café, and I will be writing English as well.

This post is about my walk to the National University where I will be studding. On my way I went trough main square of Bishkek, with a wonderful views on Tien-Shan mountains, next – this heavy big building – that’s my new university. Walking there I was very close to fall into this big whole which you can see at picture. There is many of them in this city. Finally, I have found some monument. I can’t really decide if this monument is strange, ugly or funny. And of course, have no clue what this is about. Last picture is “Tymbark” juice, very popular in Poland, and I have found him here. I have also found for example Norwegian salmon fish! Imported from Norway of course. But it was very expensive.
I went to university to fix all document, choose subjects and so on. Was very good. Ladies spoke English, I didn’t have to work with my Russian, every one was very helpful. Should be ok. Wednesday or Thursday I go there agene and they will tell me which subjects can I take. So like you can see, everything is fine so far. ;-)

niedziela, 25 lutego 2007

Niedziela, dzien kolejny :-)



Cześć wszystkim! Szczególnie tym co piszą komentarze :-p
Tak jak mówiłem wczoraj miałem raczej dzień spokojny, zresztą jak na razie mam generalnie spokojne dni. Pstryknąłem parę fotek mojej ulicy oraz lokalny sklep mięsny. W sumie nic specjalnego, ale żeby było bardziej kolorowo na blogu.
Zabrałem się wczoraj za ankiety, zacząłem od robienia ankiety dla firm zajmujących się turystyką. Idzie jako tako, ale myślałem, że będzie łatwiej. Mam taki chaos informacji które chcę uzyskać, a teraz musze to jakoś uporządkować i ubrać w ładne pytania :-) Jeśli ktoś z Was się może nudzi po zdanej sesji to proszę na adres uze@poczta.onet.pl podesłać maila, z tytułem „ankieta” a ja Wam podeśle co stworzyłem i będę oczekiwał krytyki, pomysłów co można dodać itd. Zresztą część z Was i tak dostanie takiego maila jak tylko skombinuje Internet do mieszkania bo na laptopie mam wszystkie adresy a nie można go nigdzie w kafejce podłączyć. Ok., teraz lecę do miasta znaleźć mój uniwerek. Pa :-D


PS Moj Kirgijski numer to +996 503801954

ENGLISH, sorry I know, I'm lazy...

Hey!
Ok, so finally couple words for those who doesn’t understand polish. Let’s say this is summary of last 3 posts. So I came to Bishkek, capital of Kyrgyzstan. The journey was quite long and, well… boring. I left Moscow 18th February. There was so many people jumping into the train and out, the entrance to the train is really narrow (who was traveling in “plackarnyj” know what I’m talking about) and now you can imagine, me and my huge language trying to get in, together with bunch of other people, and the same time same amount of people going out. Why they were going there and back? Don’t know. So we left Moscow. Was quite cold, but not so cold like for Russia in winter. Views from window – boring. Flat, white, some felling apart villages, sometimes some bigger cities. Nothing special. Than, border between Russia and Kazakhstan. No problems. I was the only one not-Kyrgyz so I didn’t have problems, soldiers were just surprised and interested what I’m doing in this train? So we went from north to south of Kazakhstan. Boring :-) Just step as far as you can see. Nothing was changing behind window. I was just lying down on my bed with book and music. On the morning 22nd February I arrived on border between Kazakhstan and Kyrgyzstan. Well, I took long. The Kyrgyz didn’t know that there is law saying that I can enter (as a citizen of Poland) Kyrgyzstan without visa. So they were checking that in some mysterious books, than they had to check my data in computer. And they give this work to girl that have never seen computer before, I got this kind of impression when I saw how she was working on it. And whole train was waiting for me. Than, finally we went towards Bishkek. There I have met Sasha. We know each other trough internet (by hospitality club). He drove me to my new flat. Flat is ok, like you can see I have strange bead, and this is basically all I have. No chair, no table, even in kitchen. No refrigerator. But it’s ok, come on is Kyrgyzstan :-) Next day I went a little around city. I know it from previous visits, but just went to check what have changed. Well, seems that a lot. City is growing! I went also to air company to check how much is ticket here, just in case any of you want to visit me :-) Of course you are more than welcome to come! So ticket from Warsaw (other cities in Europe probably similar, didn’t check US, sorry Cone) to Bishkek there and back with all taxes and fees is 721$ via Istanbul or 732$ via Moscow. So what are you waiting for?
Ok, that’s all so far. Monday I go to check my university I hope they still remember that I was supposed to come :-) We will see. cyu

sobota, 24 lutego 2007

Spacer po Biszkeku

Tak więc dziś mam mój trzeci dzień w Biszkeku. Na dziś plany mało nazwijmy to widowiskowe. Laptop na kolanach i zabieram się powoli do pracy. Przyjechałem przede wszystkim aby zbierać materiały do mojej pracy magisterskiej „Rozwój turystyki w Kirgistanie” i na tym mam się zamiar skupić. Musze opracować parę ankiet, generalny zarys pracy itp. aby zabrać się za zbieranie informacji. Wczoraj chodziłem po Biszkeku i rozglądałem się za różnymi agencjami turystycznymi. Sporo tego, z miesiąc będę się tu z pewnością kręcić. Ma może ktoś z czytających najnowszy przewodnik Lonely Planet „Central Asia” Potrzebował bym adresy prywatnych noclegów w Biszkeku, chciałbym z tymi ludźmi pogadać. No i musze jeszcze dziś zlokalizować uniwersytet, aby się tam w poniedziałek wybrać i zapisać na zajęcia. He he, śmiesznie będzie.
A wczoraj tak jak wspomniałem, zrobiłem sobie obchód Biszkeku, taki z grubsza. No i musze powiedzieć, że miasto się rozwija. No może nie całe miasto bo syf na ulicach jak był tak jest, ale powstają takie wysepki a niekiedy spore wyspy bogactwa, lepsze domy, dużo dobrych samochodów, nowe centra handlowe! Obok mnie jest właśnie takie centrum – bank, sklep z pamiątkami, apteka, Internet itd. Itp. jest nawet w środku supermarket, coś jak nasz Piotr i Paweł, co prawda wybór niewiele większy niż u mnie na wsi ale wygląda naprawdę dobrze! No rozwija się, widać gołym okiem. Daniel, pamiętasz nasz pomysł na biznes :-) A o biznesie mówiąc, nie chce ktoś znaczków pocztowych kupić? Ale takich fajnych starych, ruskich z czasów caratu i początku wieku? Centralnie, jadąc pociągiem do Biszkeku czytałem Rzeczpospolitą i tam artykuł o tym jak znaczki radzieckie w ciągu paru lat podskoczyły na wartości dziesięciokrotnie, i że nadal będą drożeć bo są poszukiwane przez kolekcjonerów (te z początku wieku). Idę wczoraj ulicą a tu koleś sprzedaje znaczki, sowieckie generalnie lata ’80 pytam czy ma starsze. Jak przyniósł z domu swoją kolekcje to szczęka mi spadła. Obfotografowałem co cenniejsze i dziś wrzucę na allegro i prześle do domu aukcyjnego o którym w Rzepie czytałem. Ale jeśli ktoś kolekcjonuje to proszę o e-maila. Koleś ma znaczki carskie, trzy egzemplarze pierwszego radzieckiego znaczka, całe kolekcję z lat ’20 i ’30.
W ogóle, to jak widać na fotce, mają tutaj polskiego Kubusia! Ale fajno. A jak o fotkach mowa, to ten duży plac na zdjęciu to samo centrum Biszkeku, tam rozgrywała się cała rewolucja 2005. Na cokole jest, oj nie wiem jak to nazwać, no coś jak pomnik wolności i niepodległości. Wrzuciłem też fotkę tej statuy zrobioną przeze mnie dwa lata temu, gdzie widać jakie ładne otoczenie ma Biszkek. Wczoraj było za silne słońce i za dużo śniegu w górach, nie mogłem tego złapać na fotce. Zdjęcie dwóch panów w mundurach to warta honorowa przy maszcie z flagą Kirgistanu. I chyba tyle wrażeń z wczoraj.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie! Acha, bo zapomniałem, byłem sprawdzić ile kosztuje bilet z Warszawy do Biszkeku i z powrotem samolotem. Cena zawiera wszelkie opłaty. Michu mi obiecał, że mnie odwiedzi więc mu sprawdziłem ;-) Zatem 721$ via Istambuł lub 732$ via Moskwa. Zapraszam zatem do mnie, odrobicie sobie latem. Dobra, kończę moje ględzenie i wracam do pracy. Trzymajcie się!!

piątek, 23 lutego 2007

Mieszkanko

Cześć wszystkim. Dziś, jeśli udało Wam się wczoraj przeczytać moje marudzenie od drodze do Biszkeku, parę słów o mieszkaniu. Zatem mieszkam na ulicy Gogola 96 m 13. Widząc stan skrzynek na dole i wiedząc jak pracuje lokalna poczta odradzam wysyłanie czegokolwiek do mnie :-) O samym mieszkaniu, cholera nie wiem czy wczoraj pisałem. Jest małe. Jeden duży pokój z łóżkiem i tylko łóżkiem. Bez szafek, krzeseł (jest maleńki taboret), stołu ani stolika nawet, bez ani jednej półki ani nawet gwoździa w ścianie aby coś powiesić na nim. Potem jest korytarzyk, łazienka o której złego słowa nie powiem bo akurat naprawdę czysta, no i kuchnia w której też nie ma ani jednego krzesła, stołu nic. Jest kuchenka, zlew i ta mała półeczka. Jak na razie jadłem kanapki więc jedzenie na podłodze mi nie przeszkadzało ale dziś mam zamiar wciągnąć coś ciepłego, a tak swoją drogą odkryłem, że oprócz czajnika to nie mam żadnego garnka, dobrze, że zabrałem ze sobą moją menażkę – mam w czym gotować. No i jest trochę zimno, na szczęście wiosna idzie. Co do miasta, to wczoraj tylko troszeczkę pochodziłem, ale się rozwija musze przyznać. Dziś będę miał raczej troszeczkę więcej czasu to pójdę popatrzeć co nieco. Teraz śniadanko i idę w miasto. Poka!

czwartek, 22 lutego 2007

nareszcie sie dokulalem na miejsce

W koncu udalo mi sie dojechac do Biszkeku! Na dworcu czekal Sasza, z kluczami do mojego nowego miejsca zamieszkania. Mam malenkie mieszkanko, najlepsze jest to ze bez mebli, jedynie lozko i podloga, nawet w kuchni jednego krzesla nie ma ze, o stole nie wspomne. Ale za opis mieszkania wezme sie potem.
Podroz z Moskwy do Biszkeku. Od razu mowie, ze bede opisywal tak jak ja to widzialem i czulem w danym momencie.
Zatem, zajechalismy z Irina na dworzec Kazanski. Ogromny, jak dla mnie typowe pokazowe dzielo komuny. Mojego pociagu jeszcze nie bylo na wyswietlaczu. Po chwili sie pokazal, peron 5. Poszlismy. Peron doslownie zalany ludzmi. Sami Kirgizi. Kazdy targal ze soba dwa albo trzy razy wiecej bagazu niz ja. Noc, ciemno, halas i chaos. Nawet Irina robila wielki oczy na to co sie dzialo. W koncu podstawili pociag. Oczywiscie okazalo sie, ze musze isc na samiutki koniec! Nikt nie sprawdzal biletow przy wejsciu, wszyscy sie niemilosiernie pchali, siebie i swoje tobolki. Udalo mi sie dopchac z moim plecakiem i walizka do srodka, a tam zator. Pociag stary jak swiat, stan techniczny powiedzmy taki sobie. Czesc tak jak ja podaza do srodka, ale taka sama ilosc ludzi probuje wyjsc. Nikt nikogo nie przepuszcza. Ciemno. No po prostu masakra na wstepie. Dopchalem sie do mojego wyra, nr 13 na dole. Otwieram „trumne” pod lozkiem (taki schowek na bagaz) a tam dwie paczki owiniete czarna folia. Pieprze, wedlug mnie to moze byc nawet 10kg jakis narkotykow, wywalam to i wrzucam moj plecak, a walizke wpycham obok lozka. Nagle zaczeli sie zlatywac jacys kolesie z lamentem, ze ich paczki wyjalem czy cos tam. Standardowo w takiej sytuacji odzywam sie po angielsku i po chwili mam juz spokoj. Przyszla Irina, pozegnalismy sie i pojechala do domu. Tak siedze sobie sam w tym wagonie, ciemno jak cholera, ludzie sie pchaja, zamet totalny i mysle sobie ale jaja. Czulem sie jak w „Czasie Apokalipsy” wyruszajac do jakiejs przerazajacej i nieznanej krainy. Oczywiscie, ze brzmi to wszystko smiesznie i przesadnie, ale bylem zmeczony, sam i w innym swiecie. Ruszylismy. Po pol godziny byl juz jakis policjant zbierajacy paszporty. Patrzy na mnie, na paszport. Polska? Tak. Dokad jedziesz? Do Biszkeku. A dlaczego nie samolotem? Bo chcialem sobie popatrzec. Zamknal paszport, oddal mi i z takim dziwnym usmiechem – no to sobie popatrzysz. Poszedl. A ja poszedlem spac. Nastepnego dnia, nic ciekawego. Za oknem bialo i zaczyna sie robic stepowo. W wagonie wszystko normalnie, zapanowal porzadek i spokoj. Czytam, slucham muzyki. Po poludniu ujawnilem wspolpasazerom wracajacym z nielegalnych robot w Moskwie, ze znam rosyjski. No to sobie sporo pogadalismy. I tak w rytm stukotu kol mijal czas. Widoki monotonne, jakas rozwalajaca sie wioska, jakas pusta przestrzen jakies duze miasto. W sumie to lezalem i wielce sie tym nie zachwycalem. Nad ranem dnia nastepnego granica. Postalismy z dobre dwie godziny. Nie bylo wiekszych problemow. Kazachom musialem tylko wytlumaczyc dlaczego pieczatke wjazdu na Bialorus mam na ich wizie. Nie czepiali sie. Wjechalismy do Kazachstanu. SMS do rodzicow i Magdy, ze wszystko dobrze i pociag powoli jedzie dalej. Na okolo step. Z poczatku caly zasypany sniegiem, potem nagle snieg znikl. Znowu nic ciekawego. Czytam. Przynajmniej ksiazka byla ciekawa – „Wywiad rzeka” z Bartoszewskim, goraco polecam. Fajnie bylo w nocy, kompletna ciemnosc, bo wylaczali swiatlo w pociagu, i gwiazdy nad stepem. Naprawde ladnie. I tak dzis rano dokulalem sie do granicy, bylo troche problemow z Kirgizami. Najpierw godzine szukali papierow gdzie jest napisane ze nie potrzebuje wizy, potem jakas istna sprawdzala moje dane w komputerze, myslalem ze padne, naprawde pierwszy raz na oczy widziala komputer. I caly pociag na mnie czekal. W koncu przyszli jej kumple ochrzanili ja i wbili mi pieczatke. Dwie godziny potem bylem juz w Biszkeku. Teraz siedze w internet cafe, wroce do mieszkania nastukm jeszcze troszke na laptopie i postaram sie wyslac jeszcze dzis. Do uslyszenia!

niedziela, 18 lutego 2007

Wieści z Moskwy

Czesc wszystkim!

Dojechałem do Moskwy. Po drodze były problemy na granicy bo białoruski pogranicznik stwierdzil ze skoro jade bez wizy tranzytem to wiza kazachska jest moja wiza wjazdowa, i tu powstal problem bo wjeżdżałem 17stego lutego a wize kazachska mam od 18. Jednak dlugo dyskusja dlugo nie trwala przywalil mi pieczątkę i już. Wjechałem. Potem caly dzien pociag się telepal az do Moskw, mielismy 1,5h spoznienia. Wyszedłem na dworcu…. I pusto. Ale w koncu Irina dotarla. Sek w tym ze mieszka chyba możliwie najdalej od dworca jak się da, wiec dzis bola mnie wszystkie członki ciala od targania walizki.
Dzis masielnica wiec pojechaliśmy rano z jej znajomymi do jakiegos parku świętować. Były tance zabawy, piesni, konkursy itd. Studenci wschodoznawstwa w koncu wiedza w czym rzecz :-) Potem załapałem się na obiad z lokalnymi działaczami Greenpeace i innych organizacji ekologicznych. Mniami, naleśniki z łososiem i kawiorem itp. Nastepnie pojechaliśmy na Plac Czerwony. Byłem po raz trzeci tam i wreszcie był otwarty, tak wiec przemaszerowaliśmy przez caly. No i tyle z Moskwy. Kiedys już ja pozwiedzałem zatem dzis w tym mrozie wiecej mi się nie chce, wiem len jestem. Przepraszam tych którzy liczyli na wiecej moskiewskich opowieści.

W nocy dzis ruszam dalej. Odezwe się w czwartek jak zajade albo dopiero w piątek.

Nadal nie mam maila z ambasady co z moim stypendium bo zaginal jakis papierek, a także z uniwerku do mnie cos dziwnie dawno nie pisali, mam nadzieje ze o mnie jeszcze pamiętają. Jak nie no to do zobaczenia powrotem w Polsce za dwa tygodnie :-) Nie, nie – na pewno wszystko będzie ok. i troche tu na wschodzie zabawie.

A na koniec chciałem bardzo podziękować Magdzie za umieszczenie zdjęć z pozegnania, ogromne dzieki dla tych którzy się pofatygowali i przyszli mi pomachac na dowidzenia no i jeszcze specjalne podziękowania dla Kasi i Igiego za szarlotke i „paczuszke”. Szarlotka była pyszna! Jadlem az do Moskwy. Buziaki dla Magdy na koniec :*** I do usłyszenia pod koniec tygodnia.

ENGLISH

Hey! So I’m in Moscow now, living with Irina. I came yester day, had a little problems on the border, but I got finally to Moscow. Today we went to celebrate Russian holiday “maslienica”. Party took place in park, was very cool and very cold. But after all was very good food. Than we went to the Red Square. And, that’s all basically. Tonight I live towards Bishkek, and I should be there Thursday morning. So that day or Friday I will write agene. Take care till that time!

РУССКИЙ

Привет! Итак, я в Москве, живу у Ирины. Я приехал вчера, были небольшие проблемы на границе, но в результате я благополучно доехал до Москвы. Сегодня мы отмечали русский праздник Масленница. Праздник был в парке, было очень здорово и очень холодно. Но после были очень вкусные блины. Потом мы пошли на Красную Площадь. И пока это все. Сегодня вечером я выезжаю в Бишкек и должен быть там в четверг утром. Следующий раз напишу у четверг или в пятницу. Берегите себя!

Pozdrowienia z Moskwy!

Wlasnie wracamy z Irina z Placu Czerwonego i znalezlismy kafejke internetowa gdzie mozna przyjsc z wlasnym laptopem. Zatem zaraz jedziemy do mieszkania tam nastukam pare zdan i za jakies 3h opublikuje mam nadzieje ze ze zdjeciami. Dzis w Rosji масленица i bylismy swietowac wraz z jakimis ekologami :-)
Odezwe sie niebawem :-D

piątek, 16 lutego 2007

20.30 odjazd!





Kilka zdjęć :)) Bardzo miłym było, że na dworzec przyszło tyle osób. Przy okazji robienia zdjęć dowiedzieliśmy się od Pana Policjanta, że nie można fotografować na dworcu ;]
Kasia przyniosła dla Mateusza coś smacznego pachnącego cynamonem. Chcieliśmy zajrzeć do środka, ale nieźle to opakowała.
Jedno zdjęcie jest nieostre, nie miałam czasu go powtórzyć. Pociąg był spóźniony, więc wszystko hop-siup. Ruszył bez ostrzeżenia akurat w momencie, kiedy Mateusz wystawiał nogę na peron, żeby mnie uściskać. Na szczęście odjechał cało :)) Oby cało wrócił!!!

Pakowanie :-)

Plecak spakowany, brutalnymi metodami ale udało mi się większość rzeczy jakoś upchać :-)


środa, 7 lutego 2007

Wszystko prawie gotowe...

Wyjazd w przyszłym tygodniu, i wszystko powoli załatwione. Bilet do Moskwy na koszt UAM zakupiony, w Moskwie Irina już stoi w kolejce kupując bilet na dalszą drogę. Wyjazd z Polski jednak w piątek 16-ego lutego o 19:55 z Poznania. Jutro w Cute imprezka pożegnalna, zapraszam!
Dzisiaj rano dostałem paszport z wizą kazachską. Załączam foto. Całkiem fajny wzorek teraz mają, jak byłem poprzednio to jakieś brzydkie mieli.
Na Białoruś i do Rosji wjeżdżam (mam nadzieje wjechać) bez wizy na podstawie umowy między naszymi krajami:
"2. Граждане Республики Польша, имеющие действительные проездные билеты, дающие право на проезд в государство следования, или другие документы (доказательства), подтверждающие транзитную цель поездки, и документы на право въезда в государство следования, проезжают через территорию Российской Федерации в государство следования и обратно на территорию Республики Польша на основании действительных документов, удостоверяющих личность, без необходимости получения российских транзитных виз."


A w ogóle to dostałem e-maila w sprawie stypendium bo pytałem się co z nim: "Jest Pan chyba pierwszym studentem, który wyjeżdża do Kirgistanu." Ale dostane tyle co ludzie jadący do Kazachstanu.



Journey will start next week, everything nearly done. I bought ticket to Moscow (using university money) Irina is already getting for me ticket to Bishkek. Departure from Poland 16th February at 7:55 pm from Poznań. Tomorrow in club "Cute" is a goodbye party so you are more than welcome to come.
Today on the morning I have received my passport with Kazakhstan visa. Looks nice, better than the old one that I have from 2003. And this part in Russian, this is an agreement between Poland and Russia saying that citizens of Poland can go trough territory of Russia without the transit visa if they have visa to the neighbor country. I have, so I hope to pass without problems.

My status