Studiując w Kirgistanie...

wtorek, 27 lutego 2007

Śnieg, mróz i poszukiwania doskonale ukrytych biur podróżny

Witam!
Z góry dzięki wszystkim, którzy piszą komentarze - wiem, że nie pisze sobie sam dla siebie dzięki temu :-)
Dziś rozpocząłem moje badania. Pomimo, że ankieta nieskończona, nieprzetłumaczona na rosyjski, ba! nawet nie wydrukowana - ruszyłem w miasto zbierać informacje. Oczywiście, zanim ruszyłem to spałem chyba do jedenastej. Kurde jak człowiek jest sam i nikt go nie pogania to straszny leń się robi. Rano spisałem adresy agencji trekkingowych, biur podróży itp., zaznaczyłem je na mapie, dopisałem sobie parę z przewodnika Lonely Planet i ruszyłem. Cel na dziś 4 biura i jedna organizacja NGO- "Alpine Fund". Na dworze dziś lekki mróz, ok - 8 C i śnieg. Generalnie miły dzień. Szkoda tylko, że nikt tu nie odśnieża chodników i dróg. Znalazłem miejsce gdzie miała się mieścić owa organizacja "Alpine Fund". Teraz jest tam jakiś budynek rządowy a organizacja przeniosła się na ul. Prospekt Mira 74. Jak się okazało, jest to baaaaardzo daleko. Ale po kolei. Ruszyłem pod następny adres. Mostkiem nad torami, gdzieś między blokami na jakąś ulice, kilkaset metrów prosto i znowu między bloki. Biuro okazało się, że ma siedzibę w jednym z mieszkań w bloku, oczywiście na zewnątrz, żadnej tabliczki. Musiałem się nieźle napytać. Ale trafiłem. I o dziwo uzyskałem sporo informacji! Nie mogę oczywiście ich tutaj umieścić bo obiecałem, że będę ich używał tylko w celach naukowych. Oczywiście nie wiem jakie mają dochody ani obroty - ale wątpię aby ktoś mi na to odpowiedział. Za to otrzymałem przybliżoną liczbę ich klientów w zeszłym roku - 1200 człowieka. Nieźle. A swoją drogą ta liczba pomoże mi ocienić ich obroty tak w przybliżeniu. Generalnie oceniają sytuacje w branży turystycznej bardzo dobrze z tendencją to corocznej poprawy. No czyli biznes na pewno się kręci. Podziękowałem za wiadomości i poszedłem dalej. Jak się okazało, znalezienie tego jednego biura zajęło mi 3 godziny. Wiedziałem że nie dam rady znaleźć pozostałych biur zanim je zamkną więc, poszedłem szukać tego "Alpine Fund" Okazało się, że musiałem dreptać, jak gdybym szedł z Garbar na HCP albo i dalej. I co? Nikogo nie było! Pracownicy poszli do domu, były tylko dzieci które uczą się tam angielskiego. Powiedzieli, że dziś nikogo nie złapie ale dostałem e-maila do kogoś tam. Musze dziś jeszcze napisać.
Tak więc wiele nie zdziałałem mimo iż naprawdę sporo się nachodziłem. Dziś byłem na zakupach, i znowu dokonałem ciekawych odkryć. Pyszne śniadanko - musli i kaszka w tych małych paczuszkach, zalewa się mlekiem i palce lizać. A druga fota to mój dzisiejszy obiad. Biorąc pod uwagę, że wszystko gotuje w menażce, i smażę też to uważam, że jedzonko wyszło mi bardzo dobre. Acha, i znalazłem kolejną polską firmę. Kupiłem mielone chili, gotuje patrze a tu firma "Cykoria S.A." i zdjelano w Polsze :-) Ok, wracam do pracy.

PS Przemo, co jest do cholery z tą giełdą??

ENGLISH

That was long day today, and I have still some work to do, so like always in English – just shortcut. I have started today my day at 11 am Strange, but when I’m alone without anyone to tell me to do something I’m so lazy… Ok, I had some breakfast, than I took my guidebook, and also data from internet, all of them about travel companies. I have pointed them on map, and I went to city. That was a huge problem to find them. Some of them have moved, others were so well hidden that I couldn’t find them. Finally today I have made only one interview with travel company. But was good. Than I went to find NGO “Alpine Fund”, was other end of city, I’ve got there but was to late. On way back I had a stop in main Bishkek store. Once agene I found a product “made in Poland”. Now I’m back at my flat, have to write some e-mails and other boring stuff.

Komentarze (9):

Anonymous Anonimowy pisze...

jak sie tam wogole tam poruszasz po miescie?? tramwajem czy czyms??jedzenie faktycznie wyglada jadalne (->napewno to ode mnie sie uczyles w zeszlym roku (zarcik ;-))) <-) czy masz zamiar troche podrozowac tam w kraju/wspinac sie w gorach???na w kazdym razie zycze suksesu z twoja praca. sloneczne pozdrowienia z Bawarii ->Leona<-

27 lutego 2007 19:04  
Blogger Dziki pisze...

czesc Leona!
Tramwajem?? No co Ty, tutaj nie ma. Sa marszrutki ale narazie chodze pieszo.
a co do podrozowania. No oczywiscie ze mam zamiar, mam zamiar jechac do Chin, leciec helikopterem pod Pobiede, isc na dwa tygodnie w gory. Zamiar zamiar zamiar ale nie mam zabardzo kasy, towarzystwa a przedewszystkim obawiam sie ze nie bede mial czasu, ale moze mi sie uda chociazby gory zaliczyc. No cos musze, przeciez caly czas nie bede w Biszkeku :-)

27 lutego 2007 19:18  
Anonymous Anonimowy pisze...

dziki: kucharz z ciebie pierwsza klasa :]

27 lutego 2007 21:58  
Blogger Giovanna pisze...

Jezus Maria, jaką potrawę przyrządziłeś ? To są ziemniaki?

Wcześniej myślałam, że znasz kogoś w Biszkeku (kogokolwiek) i nie będziesz tam sam... A tu, proszę.
Tym większy jest mój podziw dla Twojej samodzielności.
Jak wytrzymujesz bez ludzi, bez Polaków? Przecież nie masz tam do kogo gęby otworzyć...
To, co robisz, to naprawdę niesamowite wyzwanie, które wymaga ogromnej odwagi i zaradności. Ale, jak widać, wyzwania nie są Ci obce i świetnie sobie radzisz w pojedynkę w tej nieszczęsnej, dalekiej Azji Środkowej.
Podziw, podziw, podziw.

Uważaj na siebie.
Pozdrawiam.
Asia.

27 lutego 2007 22:13  
Blogger Dziki pisze...

Bo zaraz pomyślę, że jakimś bohaterem jestem czy co. Brawa to jak już dal Weroniki która sama jedzie właśnie do Kazachstanu. Poznać ludzi to paru poznałem ale to takie wiesz 'cześć" "cześć" A bez Polaków wierz mi, że da sie wytrzymać - no dobra JEDNEJ Polki mi brakuje.
I dlaczego zaraz "nieszczęsnej" Azji Środkowej - ja z poprzednich wizyt mam bardzo miłe wspomnienia, z tej też pewnie będę takie miał. Pozdrawiam :-D

28 lutego 2007 06:34  
Anonymous Anonimowy pisze...

dawaj fotki na artosaari@poczta.fm :) kufa Ty to masz tam fajnie :)

28 lutego 2007 06:59  
Anonymous Anonimowy pisze...

Oj! sentyment mi sie wlaczyl.... sekretariat, Agnieszka, forum wschodoznawcow, mgr Tamara gdzies sie przewija...gdyby Budapeszt nie byl taki piekny, wykladowcy na uczelni tak zajebisc, jezyk tak elficki, milosc tak milosna a Slawomir Mrozek(wczoraj bylam na spotkaniu z nim:) taki groteskowy (to zabrzmialo troche jak Linda i Swietliki)jutro juz bym tam byla... no i do Kirgistanu chetnie bym zawitala... czuje ze to moj klimat...ten caly syf i rozpierdziel...

Kissole

28 lutego 2007 10:31  
Blogger Lija pisze...

Witaj Mati:) Co to jest to duze białe - ziemniak???mutant czy takie normalnie rosną a my nie pamiętamy bo mamy niby te lepsze 12gwiazdkowe??? Chce foty - jakie tylko masz - mam w planie- jeśli sie zgodzisz porzucać dzieciakom p[are fotek z multimedialnego, pokazać troche innego, moze leszego swiata:)

28 lutego 2007 13:16  
Anonymous Anonimowy pisze...

Hejo! rzeczywiście trzeba się spieszyc, bo widac,że polskich produktów jest coraz więcej... przynajmniej masz jakąś namiastkę polskości :-)a kucharz z Ciebie naprawdę niezły :-) Pozdr Daniel

28 lutego 2007 14:29  

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna

My status