Studiując w Kirgistanie...

niedziela, 25 marca 2007

Nielegalnie w Kirgistanie, rocznica rewolucji i skały, czyli wieści z Azji porcja kolejna

witam ponownie,

Tak jak w tytule posta napisałem, jestem już na terytorium Kirgistanu nielegalnie, tak nie chwaląc się :-) Rejestracja skończyła mi się 23 marca, nowej nie widać na razie, ba w ogóle mojego paszportu nawet nie widać, krąży teraz gdzieś między uczelnią a OVIR'em. Taką mam nadzieje bo równie dobrze, może już być wystawiony gdzieś na sprzedaż na bazarze. Ale to nic. Gorzej, że nadal nie zabrałem się za robienie wizy do Chin :-/ Zobaczymy.
Tymczasem wczoraj były obchody drugiej rocznicy rewolucji. Na uczelni ostrzegali mnie abym tam nie chodził bo będzie pełno policji, jak mnie złapią bez paszportu i z moimi rejestracyjnymi perypetiami to koniec. Atmosfera była poważna bo słuchając tych ostrzeżeń widziałem jak wjeżdżały do miasta dwie ciężarówki pełne żołnierzy. No nic, pierwsze co zrobiłem w sobotę (czyli rocznicę rewolucji) to poszedłem zobaczyć co się dzieje w centrum. Centrum zamknięte dla ruchu samochodowego i... i to tyle. Parę osób spacerowało, dzień jak co dzień. Nic się nie działo :-( No nic. Na wieczór byłem umówiony z przewielebnym z tutejszej parafii bo chciałem się dowiedzieć jak święta co o której godzinie. Tośmy sobie pogadali, okazało się, że jest to Niemiec nadwołżański z Kazachstanu no i oczywiście jak chyba każdy ksiądz na wschodzie zna polski. Potem jego białą wołgą panoszyliśmy się po mieście. Podjechaliśmy pod centrum zobaczyć czy są jakieś fajne zamieszki czy coś. Nic. No to wróciłem do mieszkania. Nie to nie.
Dziś, czyli w niedziele, dzień zaczął się okrutnie wcześnie jak dla mnie tutaj bo aż o 6:45 Normalnie w Polsce to o tej godzinie pociąg mam do Poznania. A tutaj miałem problem aby wstać. No ale nic, o ósmej musiałem być na drugim końcu miasta. Dziś byliśmy w skałach. Oczywiście ja geniusz nie zabrałem kurtki, no bo po co, będzie ciepło. A to był taki kanion, wiało i do tego bez słońca. Dopiero jak się człowiek wdrapał na górę skały to słonko grzało. Dlatego każdy chciał się wspinać a nikt nie chciał zostawać na dole i asekurować. Zabawa była przednia. Naprawdę podziwiałem miejscowych jak oni z tak skąpym sprzętem potrafią takie cuda robić. Buty do wspinaczki? Nieliczni mieli, większość miała takie jakby ścięte kalosze. Dopasowane do nogi. Guma to guma, tarcie o skałę jest. Sprzęt do wspinaczki to też absolutne minimum. Ja niechwaląc się przeszedłem trasę o trudności V :-) No i jaki ładny nawis pokonałem. Na zdjęciu zresztą go widać pode mną. Eh fajnie było naprawdę. Ręce bolą jak cholera, palce pocięte od skały strasznie, cóż to nie jura krakowsko-częstochowska z miękkimi wapieniami. Szybko się też nauczyłem słów związanych ze wspinaczką. Bo jak tak człowiek wisi i czuje, że zaraz odpadnie (a odpadłem tylko dwa razy!) i musi krzyknąć "blokuj line", i nagle uświadamia sobie, że nie wie jak jest blokuj i jak jest lina to nie jest fajnie.
A teraz leże już na wyrku i odpoczywam. Zatem wrzucam to do netu i wracam do odpoczywania.

Komentarze (5):

Blogger bubbabababab pisze...

eh ruskie kaloszki... mile wspomnienia ;]

25 marca 2007 13:45  
Anonymous Anonimowy pisze...

no to "szpuncisz" osprzętem i bucikami...ale w kwestii gierek i telefonu to jesteś z krainy kijka bambusowego...spoko,oba przypadki świetnie się bilansują...mówi to do Ciebie studentka ekonomii...pozdro sąsiad :)

26 marca 2007 09:55  
Anonymous Anonimowy pisze...

Dziki ty jak tam nie zginiesz to bedzie CUD :-)))) to mowiłem ja czyli Tasman
a propo gdzie jest link do Zuzi blogo co ???? wpaszczu chcesz ???:))

26 marca 2007 23:11  
Anonymous Anonimowy pisze...

Nieźle tam wspinaczki wyprawiasz:)

27 marca 2007 20:34  
Anonymous Anonimowy pisze...

Witam, muszę przyznać że kopara mi opadła jak widziałem "skałkę" ( ja to początkujący amator jestem w spinaczce; w szachach też widocznie ;] ). Co do okolicy to do przemyśleń dobra. Pozdrawiam i Powodzenia

28 marca 2007 13:02  

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna

My status