Studiując w Kirgistanie...

wtorek, 1 maja 2007

tak dla odmiany - znowu góry

Witam wszystkich!
Dziś właśnie wróciliśmy z pierwszego wyjścia w góry. Było naprawdę fajnie.
Zaczęliśmy w niedziele, najpierw trochę kombinowania aby dojechać do Ala Archa a potem dreptanko w górę. Plecak oczywiście wbijał w ziemię. Niby parę dni a 27kg na plecach. Kurtka, skarpety, koszulka i cala reszta ciuchów, menażki, gaz, palnik, szczoteczka do zębów itp. Kurcze jak się to wszystko pakuje to takie lekkie a razem jak się zbierze to unieść się nie da. Stara prawda jest taka, że jak nie dasz rady czegoś unieść to znaczy, że nie jest ci potrzebne. Prawda. Mi wszystko akurat z plecaka było potrzebne więc jakoś go dotargałem te ponad kilometr w górę. Illiana swój też. Droga jak to droga, słońce prażyło ostro, podchodzenie nigdy -niekończącą się moreną lodowca a potem wzdłuż rzeczki. Doszliśmy na miejsce czyli do schronu o którym już nie raz wspominałem czyli do Racka. Tym razem to ostatni raz w czasie tego pobytu tu jestem, ile można w to samo miejsce. Chciałem tylko Illianie pokazać tę dolinę. Zatem zaszliśmy, na deskach było wolne miejsce więc sie rozłożyliśmy. Potem obiadek. No i odpoczynek. Widoki zajebiste mówiąc w prost i nie poetycko. Ludzi mało, ale była jakaś ekipa ze szkoły przewodników górskich - akurat wspinali się w skale więc też parę razy ścianę przeszliśmy. Wieczorem jak zawsze, świeczki, na gazie cały czas woda się na herbatę gotuje bo przymrozek no i gitara oczywiście. Cholera lubię tę ruską szkołę alpinizmu, nie dość że chodzą szybciej niż ja biegać potrafię to w góry mogą iść bez jedzenia, wody, kurde nawet bez plecaka czy śpiwora ale nigdy bez gitary. Zatem cała brać się zebrała i było wesoło. Piękna pogoda była w nocy, chmury się przedzierały przez dolinę rozszarpywane przez okoliczne wierzchołki i księżyc w pełni. Bajka. Poszliśmy spać. Wiadomo, teraz jestem koleś mam puchowy śpiworek i ujemne temperatury nie straszne :) Co prawda niewygodnie jak cholera ale to drobiazg.
Następnego dnia pobudka o piątej. Za oknem jeszcze ciemno. Co chwilkę ktoś jęczy zakładając na siebie zimne ciuchy. Ja jako cwaniak wrzuciłem przed snem moje do śpiwora i były w miarę ciepłe. Temperatura powietrza na pewno poniżej zera. Zjedliśmy jakieś niedobre śniadanie i ruszamy. Dziś razem z paroma uczestnikami szkoły przewodników atakujemy Pik Uczitjela 4550m n.p.n. Mówcie co chcecie ale to cholernie wysoko. Pogoda kiepska. Pochmurno i wieje. Najpierw godzinne ostre podejście ostrym rumowiskiem. Potem dwugodzinny, ciężki marsz zboczem - rumowiskiem i skałami. Wiało jak cholera, tak jakby pociąg towarowy po nas przejeżdżał. Ale twardo szliśmy. W głowie huczało, oddech nie dał się prawie złapać i takie inne tam jak to na wysokości. Doszliśmy do skał zwanych "Uszy Zająca" bo tak jakoś śmiesznie wyglądają. Nam do śmiechu nie było. Siedzieliśmy na 4200m wiało, huczało i zimno niesamowicie. Jeden chłopak poczuł się naprawdę źle, na tyle że nie chciał iść dalej i powiedział, że poczeka. Dostał dwie puchowe kurtki i trochę czekolady oraz tabletki i tak został. My ruszyliśmy do ataku na sam wierzchołek. Po paru minutach Illiana stanęła i stwierdziła, że zaraz będzie wymiotować, że w głowie jej się kręci i że dalej nie idzie. Dała mi aparat i powiedziała, żebym szedł sam, ona wraca na Zajęcze Uszy i tam poczeka. Jednak po jakiś paru minutach zaczęła znowu podchodzić. Poczekaliśmy na nią i dalej razem na grań doszliśmy a stamtąd już tylko parę minut i szczyt. Po drodze widoki piękne, co prawda chmury zasłaniały większość wierzchołków ale i tak super. Na około lód, przepaście no i ta wysokość. Kurde ponad cztery i pół kilometra w głąb atmosfery. Radocha na wierzchołku jak małe dzieci w piaskownicy. wszyscy zapomnieli, że jeszcze parę minut temu nie mogli złapać oddechu. A tak swoją drogą to niezły marsz zrobiliśmy, bo dzień wcześniej wyszliśmy z wysokości 2100m i weszliśmy na 3200 i następnego dnia na 4550m. To tak jakby z nad morza na Rysy w dwa dni w sensie wysokości. No to moje i tak nieźle przerośnięte ego jeszcze bardziej urosło :-p
Marsz w dół to potężny wysiłek - wiatr, do tego śnieg, zimno, zmęczenie i cała reszta. Zabraliśmy tego biedaka co nie wlazł na szczyt z nami i zeszliśmy do Racka. Eh fajny dzień. Wieczorem kolacyjka, gitara czyli to samo co ostatnio. A zanim nadszedł wieczór pogadaliśmy z alpinistami co też pracują latem jako przewodnicy górscy - historie mieli takie że padaliśmy ze śmiechu. Niesamowici ludzie.
Następnego dnia, czyli dziś pospaliśmy. Jak na złość pogoda bajka. Lampa, jak latem nad morzem (no ok nie nad Bałtykiem). No nic słonko świeci trzeba coś zrobić. Okazało się że rano w w rejon Piku Korony poszedł jeden z alpinistów (swoją drogą zdobywca Everestu i Makalu). No to stwierdziliśmy, że pójdziemy jego śladami. Najpierw podejście moreną boczną ze wspaniałymi widokami z boku na lodospad i szczeliny a potem weszliśmy do wspaniałej, zalanej lodem i zasypanej śniegiem doliny. Naprawdę, Nobel dla tego kto wymyślił okulary przeciwsłoneczne i krem z filtrem! No co tu pisać, widok na około bajka, jak z pocztówki albo filmów na Discovery albo National Geographic. Poszliśmy trochę po lodowcu połazić, ale bez przesady - zbliżało się południe i chodzenie po lodowcu o tym czasie to bardzo kiepski pomysł chyba, że się komuś na tym świecie nie podoba. Nam się podoba więc zawróciliśmy. Obiadek w postaci jednego batonika czekoladowego, wszystkie graty plus śmieci załadowaliśmy do plecaków i rozpoczęło się schodzenie. Nic wielce ciekawego. Po drodze pogadaliśmy z panią z hospitality club która okazało się, że znam przez internet. Ona tak też zajmuje się turystyką więc oprócz szefa tej całej szkoły alpinistów z nią też jestem ustawiony na wywiad to moich badań naukowych.
Po powrocie do miasta zrobiliśmy sobie pyszne jedzonko, zimna coca-cola. Relaks. A teraz planujemy co następne. Bez wątpienia jak tylko wymyślimy to się dowiecie jako pierwsi :-)
do usłyszenia!

Komentarze (5):

Anonymous Anonimowy pisze...

a tam kolo Ciebie na pierwszym zdjeciu to kto?

2 maja 2007 08:10  
Anonymous Anonimowy pisze...

bajkowo!!!! Ja chcę w góry

2 maja 2007 13:34  
Anonymous Anonimowy pisze...

te widoki naprawde piekne, porównywalne do naszej Śniezki zimą :P
a na GPW w maju moze byc podobnie jak w maju zeszlego roku...
trzymaj sie
Przemo

4 maja 2007 09:25  
Anonymous Anonimowy pisze...

Nasza Śnieżka zimą, a nasz Śnieżnik w kwietniu też wspaniały :P i co ja mam ci znów powiedzieć, że chylę przed tobą czoła?? oooo nie tym razem już nie, tym razem padam na kolana. Mam nadzieję, że po drodze nie rzygałeś, a w głowie ci się nie kręciło??

4 maja 2007 11:21  
Anonymous Anonimowy pisze...

Dziki... to niepoetyckie stwierdzenie było bardzo poetyckie:) Stwierdzam to jakiem filolog doktorantka w dodatku:) Więcej pisz... mam ciągle niedosyt. Poza tym cholernie CI zazdroszczę!!!!a z natury zazdrisna nie jestem także respekt:D
Lija - ja wylazłam na Halę Łaboska 1061 haha plus Pieniny zbiegałam - zebym ja jasna cholera mogla ponad tysiace łazić - BOLI!!!!!! KCE!!!!

5 maja 2007 16:57  

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna

My status