Studiując w Kirgistanie...

środa, 28 marca 2007

Fuck...

Tydzień zaczął się bardzo miło. Poniedziałek to ogólnie sjesta. Odwiedziłem z rana jedną organizację zrzeszającą firmy turystyczne i promującą Kirgistan za granicą. Wtorek, zajęcia, zakupy i takie tam. Wieczorem wpadli do mnie ci wszyscy wspinacze i alpiniści, oglądaliśmy film nakręcony przez jednego z nich - Irtysza, z przejścia lodowca Ingliczek aż do bazy pod Chanem Tengri i Pikiem Pobiedy. Coś niesamowitego! Muszę to kiedyś zrobić. Film skopiowałem, pokaże Wam jak wrócę do domu.
Dziś dzień także rozpoczął się wcześnie. Siódma rano, budzik, śniadanie, wyjście do miasta. Około dziewiątej byłem pod ambasadą Chin. Kolejka spora. Zimno dziś do tego. Po 3 godzinach czekania na ulicy wszedłem do środka. Tam też kolejka, więc poczytałem to co było w ambasadzie wystawione. Bardzo ciekawa pozycja wpadła mi w ręce a mianowicie o Tybecie, o tym jak sytuacja tam się poprawiła, o autonomii itp. Ciekawe. Następnie dopchałem się do okienka, na moje szczęście były te same panie co ostatnio. Zatem wiza za darmo, bez zaproszenia do odbioru za tydzień. Super. Potem poszedłem na uczelnię zanieść dobrą nowinę o możliwości przysłania kogoś z Kirgistanu do nas. Następnie poszedłem szukać śpiworów puchowych tak jak mi wczoraj brać alpinistów poradziła. No i znalazłem świetne śpiwory puchowe do minus 35C za 154 zł :-) Jutro idę kupić. Potem znalazłem w Notrth Face dla Magdy buty górskie, też sporo taniej niż u nas. No i myślałem, że dziś dzień jest na prawdę świetny! Już zastanawiałem się jakie piwko sobie kupić na wieczór, a tu nagle sms od Karoliny z Kazachstanu. Niestety u nich w ambasadzie nikt nic nie wie o darmowych wizach dla Polaków i chcą zedrzeć z nich 70$ od głowy. Czyli wyjazd do Chin idzie na śmietnik bo one nie mają tyle kasy. Szybko skleciliśmy plan - za pomocą marszrutki podeślą mi paszporty jutro a ja w piątek zaniosę je tutaj do ambasady (cholera kolejne 3h na ulicy). No nic. Już prawię zacząłem się cieszyć, że jednak Chiny wypalą, dzwonie do Weroniki zapytać jak jej poszło w ambasadzie. W ogóle nie poszło, bo jej Kazachowie powiedzieli, że przyjechała tutaj na studia i ma siedzieć w Kazachstanie a nie jeździć gdzieś. Opowieść o chęci spędzenia Wielkanocy z "kuzynem" w Biszkeku nie pomogła. Jeśli wyjedzie to aby wrócić musi nową wizę zrobić, a to trwa i kosztuje. Na dodatek ona musi zrobić wizę studencką a to trwa i kosztuje dwa razy tyle. Sam pamiętam jak składałem Weroniki papiery w Warszawie na wizę, i brała najdroższą bo chciała mieć wielokrotnego przekraczania granicy. Pamiętam jak zaznaczałem w jej podaniu, że ma to być wielokrotnego przekraczania granicy. No cóż, moje zdanie na temat Kazachstanu się bynajmniej nie zmienia od czasu jak tam byłem pierwszy raz... Zatem Weronika nie jedzie na pewno :-/ W tej chwili gorączkowo szukamy brakującej osoby. Czas mamy tak na prawdę do jutra, może piątku. No jak, ktoś chętny?? :-)

niedziela, 25 marca 2007

Nielegalnie w Kirgistanie, rocznica rewolucji i skały, czyli wieści z Azji porcja kolejna

witam ponownie,

Tak jak w tytule posta napisałem, jestem już na terytorium Kirgistanu nielegalnie, tak nie chwaląc się :-) Rejestracja skończyła mi się 23 marca, nowej nie widać na razie, ba w ogóle mojego paszportu nawet nie widać, krąży teraz gdzieś między uczelnią a OVIR'em. Taką mam nadzieje bo równie dobrze, może już być wystawiony gdzieś na sprzedaż na bazarze. Ale to nic. Gorzej, że nadal nie zabrałem się za robienie wizy do Chin :-/ Zobaczymy.
Tymczasem wczoraj były obchody drugiej rocznicy rewolucji. Na uczelni ostrzegali mnie abym tam nie chodził bo będzie pełno policji, jak mnie złapią bez paszportu i z moimi rejestracyjnymi perypetiami to koniec. Atmosfera była poważna bo słuchając tych ostrzeżeń widziałem jak wjeżdżały do miasta dwie ciężarówki pełne żołnierzy. No nic, pierwsze co zrobiłem w sobotę (czyli rocznicę rewolucji) to poszedłem zobaczyć co się dzieje w centrum. Centrum zamknięte dla ruchu samochodowego i... i to tyle. Parę osób spacerowało, dzień jak co dzień. Nic się nie działo :-( No nic. Na wieczór byłem umówiony z przewielebnym z tutejszej parafii bo chciałem się dowiedzieć jak święta co o której godzinie. Tośmy sobie pogadali, okazało się, że jest to Niemiec nadwołżański z Kazachstanu no i oczywiście jak chyba każdy ksiądz na wschodzie zna polski. Potem jego białą wołgą panoszyliśmy się po mieście. Podjechaliśmy pod centrum zobaczyć czy są jakieś fajne zamieszki czy coś. Nic. No to wróciłem do mieszkania. Nie to nie.
Dziś, czyli w niedziele, dzień zaczął się okrutnie wcześnie jak dla mnie tutaj bo aż o 6:45 Normalnie w Polsce to o tej godzinie pociąg mam do Poznania. A tutaj miałem problem aby wstać. No ale nic, o ósmej musiałem być na drugim końcu miasta. Dziś byliśmy w skałach. Oczywiście ja geniusz nie zabrałem kurtki, no bo po co, będzie ciepło. A to był taki kanion, wiało i do tego bez słońca. Dopiero jak się człowiek wdrapał na górę skały to słonko grzało. Dlatego każdy chciał się wspinać a nikt nie chciał zostawać na dole i asekurować. Zabawa była przednia. Naprawdę podziwiałem miejscowych jak oni z tak skąpym sprzętem potrafią takie cuda robić. Buty do wspinaczki? Nieliczni mieli, większość miała takie jakby ścięte kalosze. Dopasowane do nogi. Guma to guma, tarcie o skałę jest. Sprzęt do wspinaczki to też absolutne minimum. Ja niechwaląc się przeszedłem trasę o trudności V :-) No i jaki ładny nawis pokonałem. Na zdjęciu zresztą go widać pode mną. Eh fajnie było naprawdę. Ręce bolą jak cholera, palce pocięte od skały strasznie, cóż to nie jura krakowsko-częstochowska z miękkimi wapieniami. Szybko się też nauczyłem słów związanych ze wspinaczką. Bo jak tak człowiek wisi i czuje, że zaraz odpadnie (a odpadłem tylko dwa razy!) i musi krzyknąć "blokuj line", i nagle uświadamia sobie, że nie wie jak jest blokuj i jak jest lina to nie jest fajnie.
A teraz leże już na wyrku i odpoczywam. Zatem wrzucam to do netu i wracam do odpoczywania.

czwartek, 22 marca 2007

dzień jak co dzień

witam!

W sumie to nic specjalnego Wam dziś nie opowiem, tak pisze bo mam troszeczkę czasu. Rano zajęcia, jedne były drugich nie było. To już miesiąc ponad jak tutaj jestem a tych zajęć z tygodnia na tydzień nie ma i nie ma bo co chwilę coś. Mi to pasuje. W ogóle to obserwuje życie uczelni. Dziwią mnie napisy na korytarzach: "Nie palić, nie pluć" Wydawało by się, że każdy jest w stanie wpaść na to aby nie pluć - i w sumie korytarze uczelni to chyba jedyne miejsce gdzie można spokojnie iść bez obaw, że zostanie się oplutym, o ulicy tego powiedzieć nie mogę. A co do palenia, to po cholerę jest zakaz skoro zaraz dwa metry dalej stoi popielniczka i studenci sobie palą? A inną ciekawą obserwacją, tym razem lokalnej młodzieży jest moda na komórki. U nas też jest, jasne - ale tutaj to naprawdę wyznacznik prestiżu. Ja wyglądam jak jakiś dinozaur z moim telefonem. Strasznie popularne jest włączanie muzyki w telefonie, oczywiście na całą moc głośniczka tak aby wszyscy słyszeli hiciora. Taki telefon kładzie się na ławce albo spaceruje z nim. Naprawdę czasem mi się śmiać chce, jak wiedzę dorosłych facetów co bawią się tym jak dzieci. Tak swoją drogą chłopacy z roku czasem dziwnie na mnie patrzą, dziś czekając na zajęcia pytali sie mnie czy gram w tą czy tamtą grę na kompie. Ja mówię, że nawet o takiej nie słyszałem, że na kompie to ja grałem jak miałem kilkanaście lat nie teraz. Potem temat zszedł na piłkę nożną. Wiadomo, ja nawet nie jestem pewien kto jest trenerem naszej reprezentacji, a zawodników może trzech bym wymienił. Potem samochody, a jak. No a ja opowiadam, że do dziewczyny jeżdżę rowerem a na uczelnie pociągiem. No to pytanie, a co ja lubię za sport? Góry! Popatrzyli na mnie jakbym palnął kompletną głupotę. Chyba nie jestem cool, i na dodatek mam stary telefon... Ale tak naprawdę chłopaki są naprawdę spoko, dziś planowaliśmy biznes - sprowadzanie samochodów z Polski do Kirgistanu no i oczywiście eksport do Polski kurtek North Face :-) Kolejną typową sprawą dla Kirgistanu jest kucanie. Teraz zrobiło się ciepło i coraz więcej osób kuca. Ja nie mówię, że to źle! Ja sie po prostu zawsze dziwie jak to może być wygodne? Ja nie mogę ukucać 5 minut a oni? Szkoda, że na olimpiadzie nie ma takiej konkurencji, złota by naprzywozili, że aż by im PKB skoczył do góry. Następnie próbowałem się dowiedzieć gdzie jest mój paszport i co z moją rejestracją. Jutro jest ostatni dzień mojego legalnego pobytu w Kirgistanie... Oczywiście nic nie wiem, "nada żdać". Potem wybrałem się w celu przeprowadzenia moich badań nad turystyką do pewnej agencji trekkingowej która była tak dobrze ukryta, że mimo iż przeszedłem ulicę trzy razy w te i z powrotem nie udało mi się jej znaleźć. Lokalni ludzie nigdy o niej nie słyszeli, nawet o adresie jaki był podany! To już czwarta czy piąta taka agencja doskonale ukryta. No nic, moje badania będą nadal trwały, łatwo się nie poddam!
A teraz czas wyszorować ząbki, pozmywać gary (czyt: menażkę) i chyba czas spać. Ciekawe co przyniesie nowy dzień?

środa, 21 marca 2007

Nowy Rok


Tak jest, dziś mamy Nowy Rok w Kirgistanie! Święto to nazywa się tutaj Nooruz. Nazwa pochodzi z perskiego i oznacza "nowy dzień". Wiadomo, dzień wolny od pracy, wszyscy wychodzą na ulice, główne obchody miały miejsce na centralnym placu. Ludzie spacerują, robią sobie zdjęcia, grają, no i oczywiście jedzą i piją. Ja spacerowałem wczesnym popołudniem więc więcej było tego jedzenia niż picia. Część ludzi siedziała w knajpach, oraz knajpkach postawionych wszędzie gdzie się dało. Smażyli szaszłyki, gotowali plow. Część ludzi rozbiła się pod drzewkami w parku i robiła piknik. Oczywiście pełno było stoisk, coś jak nasz jarmark albo odpust gdzie można było kupić wszystko, a większość z tego wszystkiego miała gdzieś na pewno napisane "made in China". Święto przebiegało spokojnie i bez ekscesów. Ciekaw jestem co będzie w weekend, bo przypada akurat druga rocznica rewolucji. A teraz pada deszcz, a na dworze strzelają fajerwerki.
Z innej beczki, czy ktoś może wie jak wysłać sto kurtek North Face do Polski? Bo nie daje mi to spokoju :D

niedziela, 18 marca 2007

spalony pysk i wielki usmiech na nim, czyli wróciłem z gór zdjęcia

cześć!

mała uwaga techniczna, na zdjęciach są numerki, gdy coś opisuje i to coś jest na fotce to podaje nr tej fotki w nawiasie. Na fotkach nr są podane przeważnie w lewym dolnym roku. Zdjęcie jeśli nie jest w tekście to na dole w postach tylko ze zdjęciami.


Oh, to były dwa naprawdę fajne dni! Opisze je w jednym poście.
Zaczynamy w sobotę. Śniadanie i o 9 spotykam Sławka. Razem z nim spotykamy Alosze, razem z nim jedziemy po Wanie i kogoś tam jeszcze. Ja tam nigdy tych wszystkich imion nie spamiętam. Pojechaliśmy do Ala Archa, ale nie w kanion tylko, zaraz szybko w lewo w górę małą ścieżką odbiliśmy (tak na wypadek jeśli ktoś z Was tam był). Najpierw ostro do góry przez las, potem do góry wzdłuż doliny. Tu jeszcze było w miarę lekko. Do tego czasu wypiłem może z pół litra wody. A z wodą było kiepsko, ani razu nie było strumyka ani rzeczki. Ok, źle mówię, było ich sporo, ale wszystkie całkowicie zamarznięte(fot. 1). Potem rozpoczęło się powolne podchodzenie pod morenę czołową lodowca. To jeszcze było do przeżycia. Widoki nawet ładne. Ale najgorzej było podejść tą moreną. Wchodzenie moreną zaczęło się na wysokości gdzieś 2900m n.p.m. (fot. 3) Co chwilę nam się zdawało, że ten wzgórek to już najwyższy punkt moreny. A skąd! I tak w kółko. Powyżej 3000 (a dzień rozpoczęliśmy w Biszkeku - 850m n.p.m) zaczęło już w głowie nieźle huczeć. Za szybo, za wysoko i jeszcze z ciężkim plecakiem. Brak aklimatyzacji jednym słowem. Jakoś kulaliśmy się do przodu. Byłem nieźle zmasakrowany tym marszem (fot. 2), wiem teraz co Magda czuła będąc ze mną w Tatrach! W końcu wdrapaliśmy się na czoło tej całej moreny i naszym oczom ukazał się WSPANIAŁY widok. Przecudny lodowiec, do tego mały lodospad, no i otoczenie tej doliny! Pik Korona ( 4860m n.p.m.), Pik Siemona-Tieńszańskiego (4875m n.p.m.), Pik Swobodnej Korei (4740m n.p.m.), Pik Uczitjela (4500m n.p.m.) - cel na jutrzejszy dzień (fot 4-8). Widok piękny. Ale do "Raczka" czyli chatki w której mieliśmy spać zostało jeszcze troszkę dreptania. Wciągnęliśmy po jabłku i w drogę. Doszliśmy na miejsce po 4,5h marszu łącznie. Nieźle zważywszy na fakt, że zrobiliśmy lekko ponad dwa tysiące metrów różnicy poziomów. Doszliśmy na miejsce a tam już pełno narodu. Szczęka mi spadła jak zobaczyłem na jednej książce wielkimi literami "Pilch" Patrze a tu książka, i to w oryginale, Jerzego Pilcha "Pod mocnym aniołem"). Odnośnie "Raczka: wyjaśnień parę. "Raczek" jest na wysokości 3100. Coś koło tego. Na około góry grubo ponad cztery tysiące. Sam "Raczek" to coś w rodzaju schroniska. W sumie to jest schronisko, ale nie przywołujcie sobie obrazu schronisk w Tatrach czy Alpach. To tutaj, to chata sklecona z kamieni, z paroma zaledwie okienkami (nawet w dzień było trzeba z czołówką w środku chodzić) w których była albo folia albo jej pozostałości. Śpi się w osobnym "pokoju" - jest to po prostu pusta wysoka przestrzeń a w niej piętrowe prycze z desek. W sumie cztery warstwy prycz. No i podłoga pod pryczami. Chatka ma jeszcze kuchnię, tam jest trochę jaśniej (fot 9). Wszystko postawione na skałach i kamieniach bez podłogi. Aby zrobić wodę na herbatę czy zupkę trzeba albo nazbierać śniegu albo iść na lodowiec odrąbać bryłę lodu i przynieść. Minus jest taki, że woda to taka dziwna substancja, że jak zamarza to zwiększa objętość. Więc człowiek targa taki kawał lodu, stopi go a tu ledwo menażka wody wychodzi. Na nasze szczęście jest zima i śniegu było sporo. Ale wróćmy do mej opowieści. Zaszliśmy tam ze Sławkiem, było już sporo ludzi. Część siedziała tam już od paru dni, część przyszła razem z nami. Dlaczego takie spotkanie? Bo jutro (18 marca) są zawody. Kto pierwszy wbiegnie na Pik Uczitjela (4500m). Tak, tak - wbiegnie. Ale o tym później. Tak więc zebrała się spora ekipa. Ze trzydzieści pięć osób spokojnie. Niektórzy to starzy wyjadacze gór Kirgistanu, zdobywcy Chana Tengri (6995 lub 7010m: zależy od źródła) i jeśli dobrze usłyszałem samego Piku Pobiedy (7439m), ale oni nie brali udziału w zawodach, mierzyli czas i pilnowali bezpieczeństwa. Ok, znowu odbiegłem od tematu. Zatem, zaszliśmy ze Sławkiem na miejsce, przywitaliśmy się i poszliśmy szukać miejsca do spania. Ja znalazłem jeszcze na podłodze pod pryczami (fot. 11), Sławek miał gorzej bo nie miał śpiworu. Barbara która tam już była drugi dzień zaraz zagadała z kimś i jakoś to rozwiązali, spali we trzech w dwóch śpiworach (złączonych razem). A sprawa była poważna bo na tej wysokości zimą jest mówiąc delikatnie zimno :-) Ja już przedsmak tego miałem jak zaszliśmy. Palce od rąk mi tak zdrętwiały z zimna. Coś takiego jakby krew do nich nie dochodziła, z zewnątrz brak czucia, jak się w nie pstryka to w środku czuć tylko. Więc musiałem je z dwadzieścia minut sobie masować. Potem było ok. Kolacja, i ogólne gadanie. Zrobiło się zimno. Zapytałem kogoś tam, jak będzie zimno nocą (mając w pamięci, że śpiwór który tutaj mam, ma temperaturę ekstremalną na poziomie zero stopni), powiedział że spokojna budiet tjoplo, wot tak -10. Na dworze? Nie, wewnątrz! Siedzieliśmy tak podziwiając piękno otaczającej nas przyrody. Wieczorem, gdy wszyscy byli już na miejscu, już po kolacji, usiedliśmy sobie na dworze. Oczywiście nagle znalazła się gitara, i rozpoczęło śpiewanie ruskich piosenek (fot. 10). Coś niesamowitego! Słońce już dawno zaszło, widać jeszcze kontury otaczających nas gór, potem zapada kompletna ciemność a my siedzimy na tym mrozie i śpiewamy. Ok, ja znałem nieliczne piosenki :) Po prostu super. Ale zmęczenie ostrym marszem dało o sobie znać. Powoli kładziemy się spać. Leży się jak sardynki w puszce jeden obok drugiego. Na dole było na szczęście trochę luźniej bo na dole jest najzimniej. A ja na dodatek nie miałem karimaty. Założyłem na siebie koszulkę, golf, koszulę flanelową, polar, kurtkę, spodnie polarowe, spodnie zwykłe, trzy pary skarpet, czapkę rękawiczki. I tak ubrany wskoczyłem do śpiworu. W nocy jednak nie było tak źle. Fakt od podłoża nieźle ciągnęło. Ale ogólnie nie było zimniej niż te minus dziesięć, nad ranem na pewno się nieźle ociepliło bo spadło sporo świeżego śniegu.

Niedziela, 18 marca 2007

Poranek jak zawsze po zimnej nocy jest straszny. Dlaczego? Bo trzeba wyjść ze śpiwora, zacząć robić jedzenie itd. Wyszedłem jakoś z tego śpiwora, uderzyła mnie fala zimna. Brrr. Wchodzę do kuchni, z menażek wystaje śnieg i kawałki lodu, znaczy że ludzie też tyle co wstali i zaczynają robić jedzenie. Powiedzieli mi abym wyjrzał na dwór. Oj, nie zbyt fajnie to wyglądało. Lodowaty błękit krajobrazu, i pełno śniegu (fot 12 i 13). Nie zachęcało to do niczego innego niż powrotu do śpiwora. No nic, zobaczymy. Zjedliśmy śniadanie, wstali praktycznie wszyscy. Oczywiście nikt nie wpadł na tak durny pomysł aby z powodu tego śniegu przerywać zawody! Nie pamiętam imienia, ale jeden koleś ruszył od razu na szczyt. Miał tam siedzieć i zapisać kto pierwszy wbiegł na wierzchołek ze startujących. No i powiadomić potem przez krótkofalówkę, że schodzą i ogólnie co się dzieje na górze. Jakąś godzinę po nim, około ósmej rozpoczął się bieg na szczyt. My ze Sławkiem ruszyliśmy spokojnym krokiem. Szkoda było biec bo widoki na około piękne! Podchodziło się dosyć ostro, ale łatwym technicznie terenem. Po prostu ogromne skalne zbocze przysypane śniegiem. Plus był taki, że przed nami przedeptało je sporo osób. Zaczęliśmy wdrapywać się w górę. Widok na naszą dolinę był zapierający dech w piersiach! (fot. 15-19) Otoczenie było po prostu bajeczne. Świetnie widać było Pik Korona, Pik Swobodnoj Korei, Ak-tu, Konsomolca (f0t18). Coś pięknego! Po dwóch godzinach weszliśmy na pierwszą przełęcz. Załączam fotki, co będę pisał! Wiało jak cholera choć tego na zdjęciach nie widać za bardzo (fot 20 i 23) , był mocny mróz (fot. 24) i bardzo silne słońce. Wiatr niósł ze sobą bardzo dużo śniegu, nasze ślady sprzed paru minut były już nie widoczne. Na przełęczy było parę osób. Jeden z organizatorów, który wszedł tutaj aby informować tego co poszedł na szczyt ile osób idzie, oraz dwie dziewczyny które zawróciły. Były trochę smutne bo wszyscy się cała zimę szykowali na te zawody, a one tak jak my przyszły dopiero wczoraj i brak aklimatyzacji zrobił swoje. Nam też już nieźle kołatało w czaszce, ciężko sie oddychało. A wcale nie byliśmy tak wysoko bo może 3500. Sławek z dziewczynami postanowił wracać. Ja ruszyłem jeszcze do góry. Ale doszedłem nie wyżej niż 3700, może 3750m. Wiatr był bardzo silny, a wiadomo na grani zawsze mocno daje. Do szczytu jeszcze daaaaleko. W głowie huczy. Cóż. Nie tym razem. Za to pięknie widać było Pik Korona (4860m n.p.m.) (fpt 23,5). Udało mi się ustanowić mój nowy rekord zimowego wejścia, czyli te 3700m. Nieźle. Widoki na około piękne! Popstrykałem trochę ale okazało się, że włączyłem zbyt długie otwarcie przesłony, i zdjęcia wyszły za jasne. Wiatr zaczął mocno wiać, do tego mróz jak cholera tam u góry (fot 25), z wiatrem pełno śniegu więc własnych śladów nie widać. Schodzę. Na przełęcz, tam melduje że idę już na dół. Schodziłem sam. Ale widziałem, że parę osób też wraca, tyle że byli dużo wyżej. Jednak większość osób startujących w zawodach wbiegła na sam wierzchołek, w tym 5 dziewczyn! A ja tymczasem powoli schodziłem. Już zacząłem czuć, to co mróz i wiatr ukrywały. Nieźle poparzyłem sobie twarz (fot 26). Zrobiło się też cieplej. To źle bo byłem grubo ubrany a śnieg zrobił sie mokry i ciężki. Zanim doszedłem na dół, a nie śpieszyłem się bo widoki zapierały dech w piersiach (fot 28 i 29), też byłem cały mokry. W "Raczku" odpoczęliśmy, zjedliśmy co nieco. Zrobiliśmy sporo herbaty dla tych co schodzili. Wszyscy niezwykle zmęczeni ale szczęśliwi zarówno ci którzy weszli na wierzchołek jaki i ci którzy zawrócili. Zabraliśmy ze sobą śmieci do plecaków i rozpoczęliśmy zejście. Było to strasznie męczące, najpierw idąc ponad godzinę moreną nigdy nie wiadomo czy pod śniegiem jest kamień czy dziura, potem po północnej stronie było mnóstwo lodu pod śniegiem a dalej już niżej była okropna mieszanka śniegu i błota (ale widoki ładne - fot 30). Zajęło nam to ze dwie i pół godziny aby zejść. Na dole doszliśmy aż do bram parku narodowego. Czekaliśmy na resztę aż zejdzie a tu nagle żołnierze otwierają bramę, wyjeżdżają na sygnale dwie terenowe BMW z tablicami MWD (czyli nasz MSZ) za nimi czarna limuzyna prezydencka o numerach 01 KG i za nią kolejne BMW z ochrony. Niestety prezydent Bakijew nie chciał nas zabrać do Biszkeku. Może dlatego, że byliśmy cali mokrzy, od błota i pewnie brzydko pachnieliśmy. Swoją drogą to śmiesznie taka limuzyna wygląda na takiej dziurawej drodze...
ok. tyle wiem, że nie było zbyt porywająco napisane ale wybaczcie, zmęczony jestem strasznie!

spalony pysk i wielki usmiech na nim, czyli wróciłem z gór zdjęcia

















































piątek, 16 marca 2007

piątek


Dziś dzień rozpocząłem o siódmej rano. Śniadanko i na uczelnie. Po drodze mogłem obserwować poranne sprzątanie miasta, zagadką pozostaje dla mnie dlaczego zamiata się piasek z ulicy na pobocze (to jest sprzątanie) a syf w postaci pobitego szkła, plastiku, butelek, niedopałków fajek, papieru, kartonów, folii itd leży na poboczu i w rowach i nikomu nie przeszkadza. Co kraj to obyczaj. Rano na uczelni załatwiałem przedłużenie registracji. Na jakiej zasadzie to zrobią nie wiem, wiem tylko, że musiałem zapłacić 150 somów (jakieś 12 złotych) i we wtorek mam do odbioru. Potem udało mi się uzyskać moją legitymację studencką :D Ale to nie koniec sukcesów. Poszedłem do ambasady Chin, odstałem jakieś 93 minuty w kolejce i wreszcie udało mi się dopchać do okienka. Zapytałem ile kosztuje wiza dla obywatela Polski do Chin. Panie nie wiedziały, więc ja używając mojego uroku osobistego (tak wiem wlewam sobie) opowiedziałem im, że wizy dla Polaków są za darmo i to bez zaproszenia. Prawda, że tak faktycznie jest napisane na stronie ambasady Chin w Polsce (tutaj podziękowania dla Basi za tłumaczenie dla mnie "krzaczków" na polski) . No to panie stwierdziły, że skoro tak jest to ok. Dostałem kwestionariusz do wypełnienia, no niestety nie miałem paszportu przy sobie więc zaniosę im za tydzień. Wieczorem miałem jeszcze zajęcia. Teraz zgarniam graty na jutrzejszy wypad w góry. Niestety według prognozy w niedziele ma być kiepska pogoda :-/ Więc chyba sobie wiele nie pochodzimy. Inne ciekawe spostrzeżenie dziś: dopatrzyłem się w bloku na przeciwko, że ktoś miał otwarte okno! Więc nie jestem jedynym który ma w zwyczaju otwierać okno aby wywietrzyć mieszkanie. Fajnie, w grupie raźniej.
Do usłyszenia w niedziele, trzymajcie się :-)

czwartek, 15 marca 2007

spokój generalnie

witam,

Ostatnie dni mijają spokojnie można powiedzieć. Uczelnia, załatwianie spraw biurokratycznych, kończąca się rejestracja itd. Normalka. Dziś było na uczelni spotkanie z ambasadorem Kazachstanu w Kirgistanie i dyskusja o wzajemnych stosunkach. Ciekawe. Dziś też zaczęto egzekwować na uczelni obowiązek posiadania legitymacji studenckiej. Kto nie ma legitymacji ten nie może wejść na teren uniwerku. Sęk w tym, że ja nie mam, a żeby w ogóle się dowiedzieć jak taką legitymacje zrobić musiałem dostać się do dziekanatu. Oczywiście ochrona w drzwiach nie wpuszcza. Wiadomo, Polak ma we krwi dar kombinowania. Wyciągnąłem moje prawo jazdy, pokazałem i powiedziałem że mam tutaj bardzo ważne spotkanie w dziekanacie i śpieszy mi się. Chyba wzięli mnie za ważną personę (mimo, że 3 minuty wcześniej nie chcieli mnie puścić) i od razu wszedłem. Jestem też w trakcie załatwiania papierów, tym razem lewych, potrzebnych to rejestracji. Jutro może będę miał. A w sobotę rano jadę w góry, z powrotem będę w niedziele wieczorem, więc trzymajcie kciuki aby pogoda była ładna i aby dało się zdjęć napstrykać. Załączam lokalne graffiti które odkryłem szukając kolejnego doskonale ukrytego biura podróży.
czas na herbatkę :-)

Dla nieznających rosyjskiego:
хунта - junta, przewrót wojskowy, władza wojsowa
США - USA
СССР - ZSRR

wtorek, 13 marca 2007

głowa planów pełna i walki z rzeczywistością ciąg dalszy

witam ponownie!

Uf, dzieje się sporo :-) Dziś rozpocząłem dzień od poszukiwać dwóch agencji turystycznych, niestety wygląda na to, że obie zmieniły adres, a na maile nie odpisują. Cóż, nie wiedzą co tracą, nie będą uwzględnione w moich badaniach :-p
Potem zajęcia. Przed uczelnią spotkałem jeszcze Czecha Slavka, ale nie miałem czasu pogadać. Po zajęciach, wizyta (jak prawie co dzień) w dziale współpracy z zagranicą i w dziekanacie. Lubie panią dziekan, powiedziała, że "dobra - napiszemy Ci papier, że studiujesz tylko dwa przedmioty aby było taniej i z tym idź do dziwłu współpracy z zagranicą niech dadzą Ci ten dokument potrzebny do rejestracji" Fajnie. Ale nie zmienia to faktu, że muszę zdobyć jeszcze jakieś papierki aby mi nie kazali płacić za naukę. Pewnie już się gubicie w tym co napisałem więc nie będę dalej w to brnął. Potem poszedłem do budynku gdzie jest lingwistyka, bo chciałem porozmawiać z niejakim Mariuszem co tutaj wykłada polski. Okazało się, że dziś ma wolne, ale jego żona była. Powiedziała, że z rejestracją nie ma problemu, skoro tyle kombinować muszę na moim wydziale to oni od reki mi napiszą, że studiuje filologie rosyjską i mogę z tym iść do OVIR'u. No ale muszę jeszcze jutro z Mariuszem pogadać jak wytłumaczyć u mnie w instytucie że studiuje za darmo. Uf, ciężka ta biurokracja... Więc przejdźmy na lepsze tematy. Odkryłem wreszcie gdzie firm North Face ma swój sklep firmowy w Biszkeku, a właściwie to kilka. Szczęka mi spadła. Kurtka North Face, z Goretex'u XCR z polarem od razu za... 125 zł!! Są nawet za 77zł ale bez polaru. Jak tylko wykombinuje jak to przesłać do Polski od razu kupuje 30 i wystawiam na allegro ;-p
A ze spraw bardziej ciekawych. Wygląda na to, że wyjazd do Chin wypali! Zbieram powoli ekipę, z osób Wam znanych (ok, tym co studiują w prestiżowym Instytucie Wschodnim) to wygląda na to, że Weronika Motylewska pojedzie razem ze mną. Plan na razie jest mglisty, tak samo jak ostateczny skład ekipy. Ja bardzo bym chciał wybrać się pod łuk Shiptona, najwyższy na świcie łuk skalny oraz nad jezioro Karakul pod Muztan Ata (7546m n.p.m.) Łuk skalny możecie zobaczyć klikając tutaj a jezioro klikając tutaj
Zapowiada się ciekawie, jednak jest to spore przedsięwzięcie jeśli chodzi o planowanie i zdobywanie papierków itp. Tak, tak biurokracja ma się dobrze! A Przemo i Michał nadal myślą, ja jednak wierze, że się pojawią pod koniec kwietnia tutaj. No w końcu to prawdziwi mężczyźni!
Trzymajcie się, pa!


ENGLISH

Hey!

Wow, a lot is going on now. I have started my day visiting two travel agencies. Actually trying to visit because seems like they have moved. To bad, they don’t know what they miss; I won’t put them into my research :-)

Than I went to university. Firs I had classes and than like always – visit in international department. Sorry, I’m not going to describe once more those bureaucracy problems. I still miss some documents, no one knows where there are, polish embassy doesn’t have time for such a stupid things like problems of polish citizen, now our big duck (president) is coming to Kazakhstan and, they definitely have no time to deal with my problems. Nothing new. But I have spoken with wife of Polish teacher here and she told me that there is no problem, they will give me document that I study Russian here and I will get registration.
I have also found here North Face store. A jacket, Goretex XCR, polar in it for 32€
J Quite cheap, don’t you think?

Finally, looks like I will go to China! That’s wonderful news. I will probably have company, so we share costs of travel. Looks like, there will be 4 of us. I want to go at see the earth highest natural arch – the Shipton Arch, click here to see picture. I would love also to get to Karakul lake, click here for picture. It sits more than 3.5 km above sea level, with Muztagh Ata (7,546m a.s.l) setting an imposing backdrop.

niedziela, 11 marca 2007

góry, wreszcie góry


cześć :-)
Dziś rano o ósmej obudził mnie telefon: "Jedziemy w góry, jedziesz z nami?" dwa razy nie
trzeba pytać. Więc tak, dzwoniła Barbara z Czech bo jest u niej na miesiąc Slavek, też Czech i stwierdzili, że jadą dziś w góry. Ale jak mam być szczery nie przytoczę Wam nazwy doliny gdzie byliśmy. Stwierdziliśmy, że nie jedziemy w Ala Archa bo tam mamy jechać w piątek więc coś innego chcieliśmy zobaczyć. Tak czy owak, na miejsce dotarliśmy po może 40 minutach jazdy z obrzeży Biszkeku. Potem zaśnieżoną drogą w głąb doliny, a następnie zdecydowaliśmy się wejść na jakąś górkę dla widoków. Oczywiście jak to twardziele alpiniści ruszyliśmy bez tlenu i to nieznaną drogą! W praktyce wejście było tak samo skomplikowane jak dojście do Doliny Pięciu Stawów w Tatrach. Tak więc wytyczyliśmy nową drogę polsko-czeską, a na górze zrobiliśmy sobie mały piknik. Fajnie było, bo Slavek opowiadał jak w 2002 wybrali się w góry północnego Afganistanu - niezłe przygody mieli. Potem obgadaliśmy sobie góry Tadżykistanu bo okazało się, że też tam był, opowiadał mi jak łatwo z Murgab w Tadżykistanie (gdzie byłem) dojść w parę dni przez góry nad jezioro Sarez, gdzie chciałem być a nie byłem. Następnym razem. Widoki też były niczego sobie, za nami góry już ogołocone ze śniegu, lekko z ukosa śnieg zalegał jeszcze w wyższych partiach a w dalszej części doliny było go całkiem sporo. No ale tam góry miały już pod cztery tysiące metrów my byliśmy nie wyżej niż 2500m npm. Potem, jak już się nagadaliśmy, napatrzyliśmy na widoki, zeszliśmy na dół. W dolnej części doliny były gorące źródła, na nich postawiono "basen". Slavek poszedł popływać my z Barbarą czekaliśmy na niego na zewnątrz komentując życie w Kirgistanie. Wróciliśmy do Biszkeku jakąś godzinkę temu. My z Slavkiem jeszcze musieliśmy się do centrum dostać marszrutką. Teraz już leże sobie najedzony w mieszkanku i odpoczywam. Przez chwilkę miałem darmowy net tak jakoś wyszło ale mi potem wyłączyli - no ale z Magdą zdążyłem sobie na skype porozmawiać :-D

piątek, 9 marca 2007

dziś nie mam pomysłu na temat :)

Cześć!

Dziś dzień nie był zbyt ciekawy w sensie nazwijmy to widowiskowym. Jak widzicie żadnych zdjęć, a i opis pewnie nie będzie zbyt ciekawy. Dzień zaczął się bardzo miło, parę dobrych wieści na e-mailu, skype no i gg :)
W związku z tym, że dziś nasza ambasada w Alma Acie świętuje wczorajsze święto albo odpoczywa po nim, szkoda było zawracać sobie głowę próbą załatwienia biurokratycznych spaw. Na 11.30 byłem umówiony na spotkanie i rozmowę w biurze "The Celestial Mountains Tour Company". Uzyskałem OGROMNĄ ilość świetnych informacji, nie tylko o firmie i ich działalności w turystyce, ale w związku z tym, że właściciel (którego miałem przyjemność poznań i rozmawiać) jest Brytyjczykiem, więc miał dosyć dobre uwagi, na temat turystyki w Kirgistanie - jak to osoba z zewnątrz. Co nie znaczy, że lokalni nic tylko bzdury mi gadają, o nie. Po prostu on opowiadał z innego punktu widzenia i to było bardzo ciekawe. Dostałem świetny magazyn "Туризм кыргызстана - сборник статей" Potem poszedłem do kolejnej firmy - Novinomad. Tam też zgarnąłem sporo materiałów. Pytałem też prywatnie jak wygląda sprawa z wjazdem do Chin. Za 200$ mogą mnie dotransportować do Kaszgaru. To z jednej strony drogo, a z drugiej nawet tanio - jadę przecież sam, w górach środek zimy (granica jest na przełęczy Torugart - 3752m n.p.m.) do tego jeden samochód podrzuci mnie do granicy ale potem muszę z buta przejść ziemię niczyją (choć mam nadzieje przejechać) i z drugiej strony granicy musi na mnie czekać chiński transport. I to jest właśnie cała filozofia. No to na razie plan.
A na końcu mojego marszu po mieście wylądowałem w KATO - Kyrgyz Association of Tours Operators. Tam to dopiero zebrałem informacje!! Po prostu bomba. Następnie wróciłem do mieszkania, zjadłem obiad który niestety nie przypadł do gustu mojemu żołądkowi i jakieś dziwne rzeczy we mnie właśnie zachodzą - oszczędzę Wam szczegółów :-) Na 17.30 miałem zajęcia, dziś akurat trafiłem na koło! Nie wiedziałem, że będzie. Przedmiot jest o WNP. Ludzie, takiej szopki jak żyje nie widziałem! Wykładowca w sali, patrzy na to wszystko, ba nawet rozsadzał ludzi aby nie ściągali - a wszyscy zeszyty powyjmowane, gadają obracają sie, on niby coś upomina ale nikt nawet nie próbuje zachować pozorów. U nas nawet jak się zdarzy, że można ściągać to chociaż kulturalnie udajemy, że nie ściągamy. A tutaj? Ludzie nawet wstawali, szli do innej ławki konsultowali i wracali. Szok. Szkoda tylko tych co idą na uczelnie się uczyć, bo w takim cyrku pewno wiele się nie nauczą. Pomijam fakt, że pytania były jak dla uczniów szkoły podstawowej.
A teraz jestem w mieszkaniu, znoszę potulnie histerie mojego żołądka, niestety z powodu tego brzucha jutro w góry się nie wybiorę. Przepraszam jeśli ktoś liczył na foty z Ala Archa, może w niedziele podjadę na parę godzin.
narazie :D


ENGLISH

Hey fellows!
What a day. Unfortunately today I don’t have interesting story to tell you. That was a working day for me. On the beginning I have got couple good messages via internet. Than I went to visit travel and trekking companies. First was The Celestial Mountains Tour Company run by a British guy. A very nice person. I have got a lot of data for my research. He has also a different view on what is going on in tourism than other companies, was a pleasure to talk with him. Very helpful person! Than I went to Novinomad. There also I got good data. I spoke with them also about crossing Torugart – (3752m a.s.l.) to China. Is quite expensive – 200$ but I can’t get it on my own, there have to be a car waiting for me on Chinese side of the border. That’s the law here. But I want to get to Kashgar, and maybe also go and see Mustang Ata. From there I went to visit KATO - Kyrgyz Association of Tours Operators. That was like a paradise for my research. So many information’s!

At home I had some food, that my stomach got upset about. So that’s the reason why probably I will stay tomorrow at home in stet of going to mountains. Sorry :-)

At 5.30 p.m. I had classes. The subject is about CIS in general. And we had test. My friends, I had never, ever seen something like that! Not only that was easy like for children in elementary school. They just took books, notes on table and started to find answers there, were talking – didn’t even try to hide that! Turning to each other, didn’t give s…. that professor is watching and telling them to stop. No, some of them started to walk around and check if they choose the correct answer. I hope what I have seen, and actually participate in, is exception and not a rule.

czwartek, 8 marca 2007

Dzień kobiet




Dzień kobiet zatem wszystkim przedstawicielka płci pięknej życzę wszystkiego naj!

W Kirgistanie, jak chyba w większości byłych republik sojuza dzień kobiet to święto, dzień wolny od pracy. Podoba mi się też to, że skoro dziś jest święto to już wczoraj na uniwerku zajęcia były skrócone, kończyły się o 12. Gdy zaszedłem na uczelnie, w dziekanacie już rozpoczęło się powoli świętowanie, wyraźnie było czuć % że miło spędzali czas. Zatem powiedziałem, że moje biurokratyczne sprawy będziemy omawiać w piątek. Zostałem zaproszony na spotkanie pracowników uczelni w kawiarni gdzieś tam ale niestety (a może na szczęście) byłem umówiony wieczorem na ściankę. Tak więc wczoraj nic na uczelni nie załatwiłem, do biur turystycznych już nie szedłem. Wieczorem wybrałem się na ściankę wspinaczkową (strasznie dziś jestem obolały). Wkręciłem się przez te Czeszkę co pisałem post wcześniej, i poznałem lokalnych wspinaczy i górołazów. Potem poszliśmy na piwko. To było wczoraj. Dziś po nieudanych próbach dodzwonienia się do naszej ambasady udałem się do miasta popatrzyć jak Kirgizi świętują. Było wczesne popołudnie, a mimo to już w mieście pełno ludzi. Można było popstrykać sobie zdjęcia na tle, nie wiem jak to nazwać, bramki z napisem "8 Marca - dzień kobiet" albo "8 Marca - Biszkek" Ku mojemu zdziwieniu tych bramek było pełno, no i ludzie sobie pstrykali foty. Widocznie taki zwyczaj, fajnie. Oczywiście na ulicach sprzedawali pełno kwiatów - głównie goździki, róże i tulipany. Zastanawiały mnie te goździki, swoją drogą bardzo popularne, czy tak jak u nas wracają do łask, czy przetrwały niezagrożone jeszcze od komuny. Nie wiem muszę zapytać. Załapałem się też na zmianę warty pod flagą. I w sumie tyle z krótkiego spaceru po mieście, prawdziwe świętowanie zacznie się pewnie za parę godzin.

wtorek, 6 marca 2007

zajęcia, biurokracja i szalona alpinistka - Biszkekskich wieści porcja kolejna

hello :-D

Tak dziś sie uśmiecham, i tu WIELKIE DZIĘKUJE dla Marioli i mojej mamy za nękanie BUWiWM w mojej sprawie. To czego nie mogli załatwić (oczywiście winna jest strona kirgiska...) przez rok teraz nagle się udało załatwić! Mam papierek z ministerstwa edukacji w Kirgistanie, że mogę tu studiować, teraz ambasada musi na uczelnie tutaj podesłać papier że za mnie zapłacą no i uniwerek wystawia inny papier z którym mogę iść zalegalizować mój dalszy pobyt. Bomba :-D
A tak dziś raczej spokój. Miałem świetne zajęcia "конфликтогенные факторы в ЦА в национальных и региональных контекстач" tylko niestety w grupie są ze 4 "dziewczyny" (nie chciałbym wulgaryzmów używać) które po prostu non-stop gadają. Ale nie tak jak u nas w Polsce, po prostu takiej bezczelności i chamstwa połączonego z prymitywizmem nie widziałem w moim krótkim życiu. Nie żebym sie prymus zrobił, przecież mnie znacie ;-)
Po zajęciach, tradycyjnie odwiedziłem dziekanat załatwiając sprawy formalne, i udałem się na spotkanie z zakręconą Czeszką która jest tu chociaż chwile przed wyjazdem napisali jej że być nie może ale ... i tu zaczyna się cała historia biurokratyczno konsularno jakaś tam. Więc Czeszka jest już wkręcona w miejscowe towarzystwo górołazów i ma mnie poznać z co fajniejszymi ludźmi, być może nawet załapie się na ich wypad w sobotę na lodowiec. Ale rozmów o górach za dużo nie będę opisywał bo pewno mało kogo to interesuje, ale mi opowiadała jak była tutaj u dentysty... Aż mnie ciarki przeszły. Albo jak jej kumpel złamał rękę, zadzwonili po karetkę - po dwóch godzinach czekania pojechali sami do szpitala i powiedzieli że koleś ma złamaną rękę itd. Usłyszeli, że no dobra ale za godzinkę bo teraz przerwa obiadowa! Niezłe jaja, trzymajcie kciuki abym ja sobie nic nie zrobił. Chociaż, aby być szczerym - historie z tego szpitala przywodzą mi na myśl szpital powiatowy w Szamotułach.... Może w trochę mniejszej skali ale kto miał nieprzyjemność być wie o czym mówię.
trzymajta się w Polsce!

poniedziałek, 5 marca 2007

Słonko, gory i lodowce w tle, biurokracja kontratakuje i polskie mrożonki na obiad czyli życia w Biszkeku ciąg dalszy

Привет!
U mnie prawie już 17. Zaraz zabieram się za robienie obiadu. Dziś spróbuje w mojej menażce podsmażyć... polskie mrożonki! Idę sobie kulturalnie przez sklep, a tu nagle z pułki zaatakowały mnie polskie mrożonki! Takie dziwne uczucie, wszędzie na półce napisane w cyrylicy a tu nagle "Młode ziemniaczki w warzywach". No to kupiłem. Trzeba naszych wspierać. Ale zaczynam dzisiejszy dzień od końca, zatem wróćmy do początku. Na początku była ciemność, potem zadzwonił budzik, odsłoniłem okna i zjadłem śniadanko. Kaszka borówkowa! Uwierzycie :-) Borówki, w wersji co prawda jakiegoś wzmacniacza smaku E-512 ale zawsze. Oczywiście że mam już pomysł na biznes :-p Ok, wyruszyłem z mieszkania a że po trzech dniach lenistwa wstałem wcześnie, no to miałem piękny widok na góry za miastem! Chcielibyście mieć takie widoczki idąc na uczelnie co nie :-D Po prostu miodzio, krocze na uniwerek a w tle lodowce i góry po ponad cztery tysiące metrów. Zdjęcia musiałem troszeczkę przyciemnić aby było widać góry, słońce było bardzo ostre. Poszedłem też obejrzeć pomnik ofiar II wojny, a raczej ku chwale sowietskiego sojuza. Następnie skierowałem swoje kroki na uczelnię. Zanim doszedłem na uczelnie, miałem spotkanie z Włodkiem L. znanym przywódcą rewolucyjnym, "słońcem narodów" toteż sfotografowałem go na tle słoneczka. Ten sk......... szkoda, że policja chodziła bo mi się siusiu chciało. Poszedłem dalej, ale znowuż nie tak daleko, bo ulicę dalej. Tam mieści się siedziba biura Kyrgyz Concept, oczywiście ankieta, rozmowa itd. Potem uczelnia. I tu zaczęły się schody, dosłownie bo muszę na drugie piętro wejść ale i w przenośni. Poszedłem do działu współpracy z zagranicą czy czegoś tam. Mówię, że (specjalnie to opisze abyście poczuli trochę biurokracji :-p) chce abymi wizę zrobili, bo mi w OVIR'ze powiedziano, że uczelnia to zrobi. Jednak uczelnia ma inną wiedzę na temat praw w Republice Kirgiskiej, mianowicie... wiza jest mi nie potrzebna! Tylko muszę rejestracje przedłużyć. Jest oczywiście pewne "ale". Zatem muszę przedłużyć rejestracje, ale - mogę to zrobić tylko wówczas gdy dostanę od uczelni papierek, że studiuje. I tu znowu - ale, nie dostanę tego papierka, jeśli uczelnia niedostanie potwierdzenia, że BUWiWM (od nich mam stypendium) zapłaci za moją naukę. Ten papierek powinien być na tutejszej uczelni już od pół roku. Gdzie jest, i gdzie są inne papierki dzięki którym BUWiWM przeleje mi kasę na życie? Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Jak na razie mam co jeść, ale niedługo będę nielegalnym imigrantem w Kirgistanie, ale będą jaja jak mnie deportują :-p Mam jeszcze dwa tygodnie legalnego pobytu. Się zobaczy co dalej. Ok, po tych atrakcjach, wybrałem się na drugi koniec miasta do organizacji zwanej Alpine Fund. Pogadałem o turystyce w Kirgistanie i w ogóle, z Amerykaninem imieniem Anders. I tu uwaga dla wszystkich którzy by chcieli się wybrać do Kirgistanu a niekoniecznie chcą się użerać ze stypendium :] Alpine Fund poszukuje wolontariuszy, na okres min. dwóch miesięcy. Zadania to nauka angielskiego lokalnych dzieci, pomoc w różnych imprezach itd. Więcej na stronie: http://www.alpinefund.org/volunteer/index.htm A teraz idę robić obiadek.
Dostałem właśnie maila z BUWiWM, że to nie oni zgubili papierki tylko strona kirgiska nie odpowiedziała im czy mogę tutaj przyjechać i studiować. Jak może zauważyliście czytając ten blog, ja już tutaj jestem i studiuje. Jeśli ktoś coś rozumie z tego całego zamieszania to ręka do góry i proszę mi napisać e-maila z tłumaczeniem. Dlatego kocham wschód, tutaj się nie da nudzic i nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać! :-D



ENGLISH

Hey all!

Today was a nice day! Like in Bible, first was darkness, than my alarm clock turned on, and I wakeup. Breakfast – a blueberry gruel with milk. Of course, there was no blueberries in it, but some E-215. Any how I have got a business idea (for those who somehow were able to forget, I have a blueberry plantation). So, I went to city. Because I had 3 lazy days, I was awake early and it was a great view on Tien-Shan mountains, right behind Bishkek. You wish to have such a nice view when walking at university or to work! I do have :-D I have visit also world war II monument, actually monument of heroes of soviet red army that have saved the world. Oh yes we remember in Poland this freedom they brought us… Than, on my way was Mr. Lenin. Buster. “Sun of people” or something like that, I remember this kind of description of this mass murder, so I took a picture of him and sun. Than I went to visit a travel company, and I have done my questionnaire. And finally I got to university. What’s new? Bureaucracy problems. Shortly – I’m here without a visa, but with registration. In OVIR I was told that university will fix my visa. University says I don’t need visa. I need to extend my registration. Of course there is “but”. So I need to extend my registration – but, I can’t do it without a document form university here saying that I study here. But, university can’t give me that document if they don’t get form Poland a document that BUWiWM (they pay my scholarship) will pay for my studying. But, I wrote to Poland and they say they can’t give me this document until the Kyrgyz Ministry of Education will write them that I can study here. Ok, so I study in Kyrgyzstan now since week, but I’m not studying, and the university that I’m studying at can’t give me document that I study until polish site will tell them that they will pay. But they can’t do that because they don’t know if I’m studying here. Did any one get anything from that? So write me e-mail and translate this for me :-)
Than, I went to Alpine Found to talk about tourism. I have met there Anders form US. A very nice guy. We spoke about tourism, but I also got to know a bit more about Alpine Found. So if any of you (Illiana, I remember you asking) is interested in coming to Kyrgyzstan and do some volunteer project you can come and help Alpine Fund. Go to http://www.alpinefund.org/volunteer/index.htm and find more there!
Ok, now I’m back at my flat trying to solve my bureaucrat problems and cook something good.

cyu


niedziela, 4 marca 2007

Trzy dni lenistwa w skrócie

witam ponownie :-)
Zrobiłem sobie mała przerwę w pisaniu, ale już nadrabiam. Po kolei. Piątek, to był dosyć pracowity dzień, najpierw musiałem iść parę formalności załatwić, a potem ruszyłem na uczelnie. Po drodze odwiedziłem dwie firmy zajmujące się turystyka i przeprowadziłem ankiety. Całkiem niezłe informacje zgarnąłem. Jedna firma poprosiła nawet o mój e-mail abym opiniował ich nowe projekty :-) Miło. Potem zakupy i na uniwerek. Niestety w piątek mam zajęcia z inną grupą niż w czwartek, o czym nie wiedziałem więc na ten weekend szansa wypadu na narty przepadła. A tak swoją drogą dziwna ta piątkowa ekipa, trochę się czułem jak w szkole specjalnej, powiedzmy średnio inteligentni. Zajęcia mam aż do 19.15 więc do domku, kolacja i spać. Wczoraj zrobiłem sobie dzień wolny, tzn. zbieranie informacji o turystyce ale w necie - i to bardzo owocne, znam już liczbę turystów jacy przyjechali do Kirgistanu zeszłego lata oraz ile kasy zostawili, i to z oficjalnych źródeł. Potem poszedłem do miasta na pyszne jedzonko, i reszta dnia spokojnie czytając to i tamto. A dziś z rana wybrałem się do kościoła który wreszcie udało mi się zlokalizować, poznałem całkiem ciekawych ludzi. Inna historia. Dziś muszę jeszcze posprzątać, zrobić pranie i inne nudne zadania przede mną. A w ogóle, tak na zakończenie, chciałem zakomunikować ze Michał i Przemo oświadczyli że przyjadą w maju tutaj. Oczywiście każdy zaznacza, że może, że pomyśli, chyba itd, ale ja wierze, że maja jaja i niescykają. No panowie, wchodzę Wam na ambicje? :)
pozdrowienia dla wszystkich!


ENGLISH

hey!
Three days shortcut. Nothing special was going on, but in turn. Friday, was a working day, and quite successful, I went to two travel companies with my questions, and I have got a lot of data. One of them, even asked my e-mail, so if they will come up with new project I will tell them my opinion. Nice. Than I went for little shopping, and to university. Friday, I have different group than Thursday, and let’s say politely, they are not so smart like the Thursday group. I was done with my class at 7.15 pm so I went straight home. Saturday I had a lazy day. I was searching in internet for any data about tourism in Kyrgyzstan, I have found a lot! Rest of day was just book, internet and so on. Today, morning I went to church which finally I have found, met quite interesting people. For rest of day I have just boring things to do, clean, laundry and so on. Perhaps I will start to create new questionnaire for students, how they see future of tourism in Kyrgyzstan.
anyhow, have good Sunday all of you!



czwartek, 1 marca 2007

profesor dziki oraz starcie z OVIR'em II

Cześć ludziska!
Dziś, całkiem ciekawy dzień. Wstałem - jak co dzień, zjadłem śniadanko, sprawdziłem maile, komentarze na blogu, przejrzałem poranną prasę, oraz nowości z Azji Centralnej (www.fergana.ru - polecam) i udałem się w miasto. Dziś na pierwszy ogień poszedł uniwersytet. Postanowiłem tam dotrzeć nie pieszo a marszrutką. Dowiedziałem się już za wczasu, że muszę wsiąść w marszrutkę gdzie na rozpisce będzie napisane ОШ базар. Udało się, wsiadłem, zapłaciłem 5 somów. Jedziemy. Wtedy dopiero przyszło mi do głowy, że nie wiem kiedy wysiąść. Jak to w mikrobusie, gdy się stoi okna są na wysokości pasa. Więc co chwile schylałem się aby zorientować się gdzie jestem. Wysiadłem bezbłędnie :-) Ruszyłem wartko na uniwerek. No nie aż tak wartko bo chodniki cały czas są pod grubą warstwą lodu, trzeba uważać. Na uniwerku, bardzo miło. Najpierw w oddziale kontaktów międzynarodowych miałem bardzo miłą pogawędkę z szefem całego oddziału, pytał jak można wysłać tutejszych studentów do Polski? Ktoś wie? Bo obiecałem, że się dowiem. Już napisałem maila do Profesora Gawęckiego, ale jak ktoś ma jakąś wiedzę na ten temat to proszę pisać. Dobra, potem poszedłem do dziekana całych stosunków międzynarodowych, i okazało się, że właśnie zaczynają się zajęcia które ona prowadzi a ja się na nie zapisałem. Okazało się, że dziś zajęcia... prowadzę ja :-D Miałem najpierw opowiedzieć o sobie, o Poznaniu, o naszym instytucie i uniwersytecie o Polsce. No to to zrobiłem, część po rosyjsku część po angielsku. I wówczas myślałem, że ok tyle na temat, bo przyszła kolej na pytania od słuchaczy. I jakie było moje zdziwienie jak zaczęli pytać!! O rolę Polski w UE, o stosunki polsko - rosyjskie, o sytuacje ekonomiczną, o wojnę w Iraku, tarczę antyrakietową czy jak to się tam zwie, i setka takich innych, oczywiście o życie w Polsce, modę, wolny czas itp. Naprawdę świetna rozmowa była. Jestem pod wrażeniem. Opowiedziałem im o moich badaniach nad turystyką i już mam zagwarantowanych prawie 30 respondentów do ankiety :-) Po zajęciach, rozmawialiśmy sobie dalej, pomogli mi wybrać resztę przedmiotów (co widać na tej lekko pozowanej fotce :-p ). Zostałem zaproszony na weekend na narty (to nie jest pewne jeszcze czy pojadą ale jak tak to mam z nimi jechać). Chłopacy zaprosili mnie też na nocne zwiedzanie Biszkeku. Nie jestem pewien czy skorzystam, ale szefowa instytuty mi mówiła potem, że to porządne chłopaki i nie mam się martwić. Pomyślę. No więc uniwerek bomba jest!
Z uniwerku skierowałem moje kroki do OVIR'u. Po drodze zahaczyłem o jedną organizacje turystyczną ale okazało się, że w tym biurze są tylko bilety lotnicze, biuro gdzie sprzedają wycieczki po Kirgistanie jest gdzie indziej. Darowałem sobie na dziś. Zachodzę do OVIR'u a tam pełno narodu. Znalazłem właściwy pokoik. Wypełniłem stertę papierków, ale specjalnie po angielsku aby panie nie za bardzo rozumiały co tam jest. Problemów jak zawsze sto. Chcieli mi karę wlepić, bo na rejestracje jest pięć dni a dziś mija tydzień jak tu jestem. Pokłóciłem się, że nie moja wina, że w piątek było święto, w weekend nieczynne, wczoraj nie przyjmowali. No dobra, przeszło. Potem problem bo nie znałem własnego adresu dokładnie, nie wiedziałem od kogo wynajmuje mieszkanie i nie miałem tej osoby kopii paszportu. Popatrzyłem na ta wytapicerowaną idiotkę z lekkim zdziwieniem czy u niej w głowie wszystko ok. Trochę pościemniałem, że doniosę itd. Wbiła mi w końcu te pieprzoną rejestrację. Już widzę jak zanoszę jej te papiery... A w ogóle to fajnie bo uniwerek musi mi wizę załatwić i będę miał kirgiską wizę w paszporcie! Bomba. A i kupiłem sobie jeszcze naklejki z cyrylicą na klawiaturę. Chce ktoś ze wschodoznawców takie?? :-) Po ile one są w Polsce? Ciekaw jestem czy przepłaciłem? Ale się dziś rozpisałem :-p

My status